Leica M – historia modeli analogowych

Model M zbudował legendę marki z Wezlar i uchronił ją przed bankructwem. Zapraszam do zapoznania się z historią legendarnej serii aparatów Leica na film 35 mm.

1913-1954: początki

Leica M3 – pierwszy model serii M został zaprezentowany w 1954 roku. W tym czasie Leica była firmą prężnie działającą na rynku, która kojarzyła się z najwyższej jakości aparatami fotograficznymi dla bogatych fotoamatorów i profesjonalistów.

Ale żeby zrozumieć fenomen sukcesu serii M należy cofnąć się do roku 1910. W tym czasie młody konstruktor Oscar Barnack rozpoczął prace nad swoim wynalazkiem – aparatem małoobrazkowym (Ur-Leica). Pierwszy prototyp był gotowy w 1913 roku i przez kolejne lata sukcesywnie ulepszany. Seryjna produkcja ruszyła po prezentacji na Targach w Lispku w 1925 roku. Aparat początkowo był wyposażony w obiektyw stałoogniskowy 52 mm. W tamtym czasie wynalazek Oscar’a Barnack’a to była prawdziwa rewolucja. Typowy aparat fotograficzny kojarzył się z dużym drewnianym pudłem postawionym na solidnym statywie. Tymczasem Leicę I, o wymiarach 133 x 55 x 30.5 mm, można było z powodzeniem schować w kieszeni i zabrać w podróż. Oczywiście zakładając uprzednio rolkę filmu małoobrazkowego o wymiarach klatki 24×36 mm.

Leica IA (po lewej) z 1925 roku oraz Leica IIIF z 1950 roku. Na pierwszy rzut oka widać największą różnicę – dalmierz na szczycie obudowy. (fot.: materiały prasowe Leica)

Nie zagłębiając się w szczegóły pierwszych konstrukcji (będzie o tym oddzielny wpis) można ogólnie wspomnieć, że po rynkowym sukcesie aparatu Barnack’a fabryka Ernst’a Leitz’a wprowadzała kolejne ulepszenia body oraz prezentowała nowe obiektywy o bardziej wyśrubowanych parametrach optycznych.

1954: każdy chce mieć swoje M3

W 1954 na fali sukcesu serii I, II oraz III pokazano na targach Photokina zupełnie nowy aparat, a przy okazji wprowadzono nowy typ mocowania obiektywu. Model „M3” – bo tak nazwano body, wziął swoją nazwę od niemieckiego „Messsucher” (czyli dalmierz). Natomiast cyfra „3” oznaczała ilość ramek w dalmierzu ułatwiających kadrowanie – 50 mm, 90 mm i 135 mm. Po przymocowaniu akcesoryjnych gogli można było swobodnie operować obiektywem szerokokątnym, za który uważano wtedy 35 mm. W latach 50-tych Leica M3 była synonimem fotograficznej perfekcji i stała się na długie lata wzorem do naśladowania dla konkurencji, zwłaszcza dalekowschodniej. M3 była naturalnym wyborem fotografów z całego świata, zarówno amatorów jak i profesjonalistów. Ze względu na kompaktowe wymiary, wysoką niezawodność i łatwość obsługi sprawdzała się w warunkach „reporterskich”, dokumentując najważniejsze wydarzenia na świecie.

Leica M3 w najbardziej popularnym zestawie z obiektywem ELMAR 50 mm f/3.5

W trakcie cyklu produkcyjnego, który trwał do późnych lat 60-tych, Leica M3 była stopniowo ulepszana. Początkowe egzemplarze nie miały dźwigni wyboru ramek w wizjerze, podwójny naciąg filmu oraz płytkę dociskającą film wykonaną ze szkła. W 1955 roku szkło zastąpiono metalem i dodano selektor ramek obok bagnetu. Dalsze usprawnienia zaowocowały zmianą sposobu naciągu filmu – jedno pociągnięcie dźwigni przesuwało film o jedną klatkę. Jak widać zmiany nie były duże i obecnie mają znaczenie wyłącznie dla kolekcjonerów, którzy zwracają uwagę na detale. Pod względem funkcjonalności i wyglądu Leica M3 pozostała właściwie takim samym aparatem przez cały okres produkcji. A rozwiązania w nim wprowadzone zostały 1:1 przeniesione do kolejnych generacji, również cyfrowych. Dla fotografa, który poznał tajniki obsługi współczesnego modelu M10, kontakt z 60 lat starszym aparatem nie będzie szokiem.

Leica M3 nie ma wbudowanego światłomierza. Chcąc komfortowo korzystać z aparatu warto zaopatrzyć się w tego typu dodatek wpinany w sanki lampy błyskowej. Na zdjęciu światłomierz Voigtlander’a, który jest prosty w obsłudze i doskonale komponuje się z wyglądem klasycznego aparatu.

Na rynek trafiło łącznie ponad 220.000 sztuk modelu M3. Jego ogromna popularność przekłada się na wysoką dostępność na rynku wtórnym. Kupując pierwszą M-kę można wybierać spośród idealnie utrzymanych aparatów, jak również wyeksploatowanych egzemplarzy. Cenowy rozstrzał również jest bardzo duży, a od kilku lat widać wyraźną tendencję wzrostową.

1957-1984: od M2 do M4-p

Od początku słabością modelu M3 był brak w wizjerze ramki 35 mm. Dlatego 3 lata po premierze M3 wyszedł niżej pozycjonowany i tańszy model M2, który dostał przeprojektowany dalmierz dedykowany dla obiektywów 35, 50 i 90 mm. Leica reklamowała go jako opcję dla fotografów lubiących szerokokątne obiektywy, natomiast M3 miał być narzędziem uniwersalnym. Być może chodziło o to, żeby zachęcić wiernych klientów do zakupu obydwu body 🙂

Faktem jest, że zarówno M2, jak i M3 są świetnymi aparatami, które do dziś odpowiednio serwisowane zachowują swoją funkcjonalność i warto się nimi zainteresować planując zakup klasycznej Leici.

Mocno uproszczoną wersją M2 był model M1 – pozbawiony dalmierza, z ramkami dla obiektywów 35 i 50 mm. Był to aparat do zadań specjalnych, który ze względu na brak możliwości ostrzenia będzie mało użyteczny w dzisiejszych czasach. Najlepiej sprawdzi się jako ozdoba kolekcji.

W latach 60-tych na rynku coraz bardziej rozpychały się lustrzanki jednoobiektywowe (SLR). Dalmierze szybko traciły na popularności, co wymusiło kolejne zmiany. W 1965 roku światło dzienne ujrzała pierwsza lustrzanka z Wezlar – Leicaflex, ale firma zamierzała równolegle produkować dalmierze, na sprzedaży których zbudowała swoją rynkową pozyjcę. W 1967 roku pojawił się model M4. Klienci, którzy skusili się na zakup nowego aparatu zobaczyli w wizjerze 4 ramki dedykowane dla obiektywów 35, 50, 90 i 135 mm. Uprościł się również sposób ładowania i przewijania filmu. Wygląd i wielkość pozostały prawie bez zmian. Właściciele M3 doskonale mogli odnaleźć się biorąc do ręki 13 lat młodszy aparat. Była to bardziej ewolucja, tymczasem kurczący się rynek zbytu dalmierzy wymusił rewolucję….

Leica M4. Wygląd prawie bez zmian w stosunku do M2 i M3. Charakterystycznym elementem jest zmienione pokrętło przewijania filmu. Działa bardzo wygodnie i było stosowane do 2018 roku, czyli do końca produkcji M7. (fot.: materiały prasowe Leica)

… która nastała wraz z prezentacją modelu M5 w 1971 roku. Mocno zmieniony wygląd, większe wymiary – to widać na pierwszy rzut oka. Dużą innowacją było wbudowanie pomiaru światła, dzięki czemu zewnętrzny światłomierz nie był już potrzebny. Pociągało to za sobą użycie baterii, którą należało okresowo zmieniać chcąc zachować pełną funkcjonalność aparatu. W wizjerze pojawił się wyświetlacz pokazujący ustawiony czas otwarcia migawki. Było to coś naprawdę świeżego, ale niestety zastosowane innowacje spotkały się z chłodnym przyjęciem klientów. M5 to była sprzedażowa klapa, która o mały włos nie uśmierciła produkcji dalmierzy Leica M. Jeszcze długo po wygaszeniu produkcji w 1977 roku w sklepach można było kupić fabrycznie nowy model M5. Przez następne dekady był to najbardziej krytykowany model przez miłośników marki, co przekładało się na niskie ceny na rynku wtórnym. Dopiero w drugiej połowie lat 90-tych kolekcjonerzy odkryli na nowo potencjał M5 i ceny zaczęły stopniowo rosnąć, osiągając obecnie poziom równy modelom M2 czy M3.

Najbrzydsza Leica M? Na pewno najbardziej rewolucyjna, zarówno pod względem wyglądu, jak i zastosowanej techniki. Do niedawna także najtańsza generacja na rynku wtórnym, ale to się szybko zmienia. (fot.: materiały prasowe Leica)

Po przykrych doświadczeniach z M5 Leica sięgnęła do sprawdzonych wzorców. Wypuściła model M4-2, czyli to, co konserwatywni klienci znali i lubili. Początkowo M4-2 miało małe problemy jakościowe, ale z perspektywy czasu można go polecić tak samo, jak M4. Jest to solidny, w pełni mechaniczny aparat.

W 1980 roku przyszła pora na M4-P („P” od „professional”). W wizjerze pojawiły się dodatkowe ramki dla obiektywów 28 i 75 mm. Od tej pory było ich łącznie 6: 28, 35, 50, 75 i 90 mm. Klienci zyskali możliwość podpięcia szerszego kąta, co było bardzo istotnym usprawnieniem. M4-P był ostatnim, w pełni mechanicznym dalmierzem produkowanym przez Leicę. Od następnego modelu, wszystkie kolejne generacje posiadały już system pomiaru światła w body realizowany przez układ elektroniczny, co wymagało użycia baterii.

1984-2006: cyfrowa rewolucja

W latach 80 w USA rozwijała się Dolina Krzemowa. Powstawały takie marki jak IBM czy Apple. Komputer osobisty nie był już niczym szczególnym, tymczasem w ofercie Leica najbardziej zaawansowanym aparatem był w pełni mechaniczny M4-P, który wyglądem i sposobem działania przypominał 30 lat starszy model M3.

W 1984 roku pojawił się długo wyczekiwany następca – model M6, który okazał się bardzo udaną konstrukcją, cenioną do dziś. Widać to wyraźnie obserwując ceny na rynku wtórnym. Ciężko kupić ładną M6-tkę poniżej 10.000 zł, a mówimy tu o aparacie, który ma prawie 40 lat na karku. Największą zmianą oprócz zastosowania światłomierza było szersze wykorzystanie elektroniki dla większego komfortu pracy fotografa. Od teraz mógł on zobaczyć w wizjerze strzałki informujące o niedoświetleniu lub prześwietleniu zdjęcia, działające w oparciu o wprowadzoną czułość filmu i ustawiony czas otwarcia migawki. Postęp wymusił również zmianę zastosowanych do budowy aparatu materiałów. O ile pierwowzór, czyli model M3 był uważany za mechaniczny ideał, o tyle w konstrukcji M6 pojawiły się części wykonane z tworzyw sztucznych, na szczęście bardzo trwałych.

Na zdjęciu powyżej – M6 TTL. Już z charakterystycznym czerwonym logo i klapką, pod którą kryje się miejsce na baterie. Aparat bardzo ceniony na rynku wtórnym. (fot.: materiały prasowe Leica)

M6 był w sprzedaży bardzo długo – do 2003 roku (jako M6 TTL). Lata 90-te ogólnie nie były łaskawe dla firmy Leica, która borykała się z potężnymi problemami finansowymi. O sukcesie z lat 50-tych nikt już nie pamiętał, a takie firmy jak Nikon, Canon czy Minolta zasypywały rynek nowymi modelami wyznaczając kierunek rozwoju sprzętu foto.

Najbardziej zaawansowanym technologicznie modelem analogowym pozostaje Leica M7 zaprezentowana w 2002 roku. Aparat posiada kilka usprawnień w stosunku do M6 TTL. Zastosowanie elektroniki wymusza użycie baterii. Bez niej można wyzwolić migawkę w czasie 1/60 lub 1/125 sek. Pojawił się tryb automatyczny AE – priorytet przysłony, a dźwięk migawki stał się wyraźnie cichszy dzięki nowej konstrukcji mechanizmu. Koniec produkcji M7 nastąpił w 2018 roku, czyli w czasach, gdy na rynku królowały niepodzielnie aparaty cyfrowe. Czasy filmu minęły bezpowrotnie. Egzemplarze na rynku wtórnym są dosyć świeże, serwis nie sprawia problemów, dlatego można śmiało polecić zakup tego body. Oczywiście trzeba się przygotować na duży wydatek, co najmniej 12.000 zł i liczyć się z tym, że wraz z biegiem czasu elektronika może okazać się zawodna i niemożliwa do naprawienia.

M7. Ostatnia Leica czasów analogowych. Zastąpił ją model M8, w którym klapkę na film zastąpił wyświetlacz i matryca CCD produkcji Kodaka. (fot.: materiały prasowe Leica)

O ile w pełni mechaniczne aparaty – M2, M3, M4, M4-2, M5, M4-P można utrzymywać przy życiu w nieskończoność, o tyle modele z wbudowaną elektroniką niekoniecznie muszą równie dobrze znieść próbę czasu.

Czasy współczesne

Świat już dawno zapomniał o fotografii analogowej. Nowe pokolenie fotoamatorów nawet nie wie, co to jest film 35 mm. Tymczasem Leica, jako jedyna firma na świecie utrzymuje produkcję analogowych dalmierzy. Mając za sobą ponad 100 lat doświadczeń oferuje sprawdzone rozwiązania za odpowiednio duże pieniądze. Udając się do Leica Store na półce z dalmierzami obok nowoczesnych cyfrówek z matrycą 47 mpx znajdziemy modele M-A i MP, które bardzo mocno nawiązują do M3 z 1954 roku. Kupując nowy aparat analogowy trzeba liczyć się z wydatkiem ok. 20.000 zł, ale… może warto, mając w głowie hasło reklamowe marki z lat 50-tych, która promowała się jako producent „aparatów na całe życie”.

Na zakończenie

Historia Leiki jest historią fotografii, a sama marka zmieniała swoje oblicze w ciągu ponad 100 lat swojej działalności. Na początku była postrzegana jako wyjątkowo innowacyjna firma wyznaczająca standardy na rynku, co przełożyło się na ogromny sukces rynkowy. Później japońscy producenci przejęli prym, a skostniała filozofia marki, która stawiała na powolną ewolucję swojego bestselleru – modelu M3 zaprowadziła ją na skraj bankructwa w latach 90-tych. Obecne aparaty Leica nawiązują bardzo mocno do tradycji firmy. Najbardziej rozpoznawalnymi produktami w ofercie pozostają dalmierze, pomimo tego, że na świcie królują bezlustrkowce, które wyparły z rynku lustrzanki.

Opisując historię modelu M skoncentrowałem się na najważniejszych modelach, pomijając serie specjalne, niszowe warianty produkowane na specjalne zamówienie, np. dla wojska, czy jednostek naukowych. Najciekawsze wątki z historii Leiki M postaram się przedstawić Wam w kolejnych wpisach.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments