Wyprowadzam „dziadka” na spacer – Leica M3 + Elmar 50 w Porsche Museum
Posiadając kilka aparatów fotograficznych zawsze pojawia się ten sam problem: który zabrać ze sobą? Oczywiście naturalną odpowiedzią jest: wszystkie! Ale wtedy torba foto robi się niebezpiecznie ciężka i trzeba znaleźć kompromis.
U mnie wygląda to w ten sposób, że zawsze staram się przynajmniej raz w roku „przestrzelić” każdy z aparatów. Dlatego planując wyjazdy, losowo zabieram ze sobą różne korpusy i obiektywy.
Porsche Museum Stuttgart
Niewiele firm samochodowych ma równie fascynującą historię, co Porsche. Dlatego Porsche Museum to dla miłośników motoryzacji miejsce absolutnie wyjątkowe. Już sama bryła budynku robi wrażenie. Ma nietypową formę, pełną dużych, płaskich powierzchni i nietypowych załamań.
Dojazd jest bardzo prosty. Jadąc obwodnicą Stuttgart-u (autostrada 81), wystarczy zjechać na węźle Stuttgart-Zuffenhausen i kierować się dalej na południe. Po kilku minutach dojeżdżamy do miejsca docelowego. Samochód można zostawić na parkingu podziemnym. Wszystko jest dobrze przemyślane, jak na niemieckie muzeum przystało. Obok znajduje się przystanek kolejki S-Bahn (Neuwirtshaus Porscheplatz), także dla niezmotoryzowanych dotarcie do celu z centrum miasta również jest bezproblemowe.
W środku standardowo – recepcja, sklepik z gadżetami i wielka szyba, za którą kryje się warsztat, w którym klasyczne egzemplarze są restaurowane i przechodzą okresowe przeglądy. Długie, ruchome schody prowadzą do części wystawienniczej. Ekspozycja aut jest stosunkowo niewielka, ale każdy pokazany egzemplarz Porsche robi wrażenie. Są pierwsze pojazdy konstruowane przez założyciela marki, są wyścigowe bolidy, zdobywające najwyższe trofea świata motorsportu. Są auta cywilne, te bardziej popularne i supercar-y.
Na zwiedzanie warto przeznaczyć co najmniej 2-3 godziny. Wyjątkowi pasjonaci motoryzacji będą mogli spędzić tam cały dzień. Bilet kosztuje kilka euro. Na miejscu można coś zjeść i wypić dobrą kawę.
Leica M3
O samym aparacie, jego historii i znaczeniu dla marki Leica napisałem już obszerny wpis. Można go przeczytać tutaj:
W tym artykule chciałbym skoncentrować się na wrażeniach z użytkowania tego legendarnego narzędzia, które zrewolucjonizowało świat fotografii.
Wyprodukowana w latach 50-tych XX wieku Leica M3 to już zabytek. Mimo to, patrząc na kształt aparatu ciężko uwierzyć, że ma ponad 70 lat. To dlatego, że aktualnie produkowane, cyfrowe dalmierze mają prawie identyczny kształt i proporcje.
Aparat idealnie leży w ręku. Wymiary i waga są tak wyważone, że nie przeszkadzają w codziennym, reporterskim użytkowaniu. O samej ergonomii można napisać tylko tyle, że jest bardzo, ale to bardzo dopracowana. Mając już ponad 30 lat doświadczenia w produkcji dalmierzy, konstruktorzy ulepszyli co się da, żeby dojść do perfekcji. I nie jest to przesadzone stwierdzenie, bo jak popatrzymy na aktualnie oferowane w sklepach Leiki MA czy M-P, to są one właściwie delikatnie tylko zmienionymi aparatami względem „zabytkowej” M3. To o czymś świadczy.
Obsługa M3 jest banalnie prosta
Demontaż dolnej płytki umożliwia załadowanie filmu 35 mm. Dla wprawnych rąk taka operacja zajmuje jakieś 10-20 sekund. Jeszcze tylko dwa wyzwolenia migawki, żeby przewinąć prześwietlone klatki i aparat jest gotowy do działania. Idziemy fotografować samochody!
Naciąg z Leice M3 był początkowo dwukrotny. Konstruktorzy obawiali się, że zbyt gwałtowne szarpnięcie spowoduje zrywanie się filmu, dlatego po każdej naświetlonej klatce należało dwa razy użyć dźwigni. Po kilku latach produkcji dokonano modyfikacji i został zastosowany wygodniejszy, jednokrotny naciąg. W ogłoszeniach jedną wersję od drugiej można poznać po opisie (i numerze seryjnym). Starsze wersje są „double-stroke”, a nowsze „single-stroke”.
Mój egzemplarz M3 jest o tyle ciekawy, że został wyprodukowany w kanadyjskiej fabryce, w Midland. Na ponad 220.000 egzemplarzy zaledwie 7.000 nie pochodzi z Niemiec. Jest to wersja zmodernizowana. Posiada wygodniejszy, jednokrotny naciąg filmu. Nie jest to egzemplarz idealnie utrzymany. Posiada delikatne obtarcia na metalowym korpusie, a układ dalmierza nadaje się do wyczyszczenia. Patrząc przez wizjer widać delikatne zamglenie, co jakoś specjalnie nie przeszkadza. Czarna okleina jest w doskonałej kondycji, wszystkie pokrętła chodzą z przyjemnym oporem. Co najważniejsze – aparat dobrze trzyma czasy, mechanizm migawki również wygląda i pracuje idealnie.
W latach 50-tych ubiegłego stulecia produkcja różnego rodzaju dóbr materialnych wyglądała inaczej, niż dzisiaj. Sprzęty były konstruowane w taki sposób, żeby były jak najbardziej wytrzymałe i służyły swojemu właścicielowi jak najdłużej. W firmach nie było działów planujących usterki pojawiające się znienacka, kilka dni po zakończeniu okresu gwarancji. Wszystko było robione z odpowiednim zapasem materiałowym i solidnie testowane przed wprowadzeniem do sklepów. Wystarczy spojrzeć na stare samochody, czy sprzęty gospodarstwa domowego.
Leica M3 nie jest tu wyjątkiem. Solidność mechanicznej konstrukcji czuć po wzięciu do ręki. Montaż odbywał się ręcznie. Księgowi nie zastanawiali się nad optymalizacją produkcji. Jakość i długowieczność były na pierwszym miejscu.
Leica M3 ma również wady
Patrząc na historię M3 i jej znaczenie dla świata fotografii, ciężko mówić o wadach. Ale z dzisiejszego punktu widzenia jest kilka detali, które mogły być nieco lepiej przemyślane. Przeważnie są to rozwiązania, które zostały poprawione w następnych generacjach serii M.
Dodatkowa szpulka do mocowania filmu.
Wkładając film do M3 musimy zamocować jego początek w specjalnej rolce, którą następnie należy wsunąć w odpowiednie miejsce. Nie jest to jakoś specjalnie męczące, ale wolę rozwiązanie z M5 czy M4-P bez dodatkowych elementów, które można po prostu zgubić.
Najszersza ramka dalmierza – 50 mm.
Zła wiadomość dla miłośników fotografowania szerokim kątem jest taka, że najszersza ramka dalmierza pokazuje kadr dla ogniskowej 50 mm. Kolejne dwie ramki pomagają w kadrowaniu z obiektywami 90 i 135 mm. Chcąc wygodnie kadrować ze szkłem 35 mm należy użyć specjalnych gogli.
Pokrętło przewijania filmu.
W nowszych Leikach jest lekko pochylone pokrętło z wysuwaną dźwignią, dzięki której możemy przewijać film jednym palcem. W M3 zastosowano tradycyjne pokrętło.
Brak światłomierza.
Trzeba posiłkować się zewnętrznym urządzeniem. W moim przypadku jest to Voigtlander VC Meter II, który można bez problemu wsunąć w sanki lampy błyskowej. Działa bardzo precyzyjnie, jest nieduży i idealnie koresponduje z wyglądem M3.
Leica i Porsche
Dwie legendarne niemieckie marki, które co prawda działają w dwóch, zupełnie różnych branżach, ale mają ze sobą wiele wspólnego. Leica od 1954 roku upiera się przy swoim koncepcie aparatu wyposażonego w dalmierz, a Porsche od 1963 roku produkuje model 911, który ma silnik „w niewłaściwym miejscu”. Obecnie, zarówno samochód jak i aparat, są obiektami pożądania na całym świecie, co oczywiście przekłada się na ceny zakupu.
Ciekawe uczucie. Robić zdjęcia aparatem z lat 50-tych, samochodom z lat 50-tych. Godzina spaceru wystarczyła, żeby zrobić 36 klatek. Zjeżdżając schodami w stronę wyjścia nieśpiesznie przewinąłem film i schowałem Leikę M3 do torby. Jeszcze tylko szybka kawa i można ruszać w drogę do Polski. Z Porsche Muzeum do mojego domu jest równe 1000 km.
Fajne zdjęcia. Lubię poczytać o analogowych aparatach, ale sam do kliszy już nie wrócę. Artykuł jak zwykle super 🙂
Dlaczego nie wrócisz? Wiem, że to obecnie zabawa dla bogatych i każde wciśnięcie spustu migawki trochę kosztuje, ale… od czasu do czasu można 🙂
Za mało cierpliwy jestem. Lubię mieć od razu.
Co się tyczy obiektywów 35 mm, to w tym tekście nasz Autor wyraził się trochę nieprecyzyjnie, względnie zastosował skrót myślowy, który może być źle zrozumiany.
Nie tyle z M3 trzeba użyć specjalnych gogli, co raczej należy używać specjalnych wersji obiektywów 35 mm z goglami. Gogle są w nich przymocowane na stałe do obiektywu.
Były to (nadal są) Summiluxy, Summicrony i Summarony 35 wyprodukowane właśnie specjalnie do zastosowania z M3. Te gogle niektórzy nazywają „oczami Goofy’ego” i coś w tym jest. Rzeczywiście mogą budzić skojarzenia z wyglądem bohatera kreskówek Disneya.
Obiektywów tych teoretycznie można użyć z innymi aparatami M, gdyż mocowanie pasuje, ale są ograniczenia pola widzenia, więc to nie ma sensu. Zdejmowanie (odkręcanie, obcinanie itd.) tych gogli również nie ma sensu. Można oczywiście bezpowrotnie zniszczyć genialną konstrukcję, ale po co to robić? Istnieją wersje tych samych obiektywów bez gogli, przeznaczone dla aparatów innych niż M3. Takich wersji należy używać z pozostałymi Leikami M. Każdą zwyczajną trzydziestkępiątkę bez gogli można oczywiście bez problemu zakładać na M3, ale wtedy potrzebny jest dodatkowy wizjer do kadrowania, mniej wygodny niż gogle na obiektywie.
Reasumując: do M3 albo bierzemy 35 mm w wersji z oczami specjalnie wymyślonej dla M3, albo dowolny 35 mm plus dodatkowy wizjer. W pierwszym wariancie oprócz bezapelacyjnie znakomitych pod względem optycznym zdjęć mamy w bonusie przyjemność obcowania z rzadkiej klasy arcydziełem mechaniki precyzyjnej. 🙂