Leica Summarit-M 90 mm f/2.5 – złoty środek. Recenzja obiektywu

Kompletując zestaw obiektywów dla systemu Leica M, zacząłem od ogniskowej 28 mm. Później przyszedł czas na tradycyjną 50-tkę. 90-tka dołączyła jako ostatnia i jest przeze mnie najrzadziej używana.

Tak sobie wymyśliłem: 28-50-90 mm. Uniwersalny zestaw, którym można „zrobić” każdy temat. Najczęściej fotografuję klasyczną 50-tką, aczkolwiek równie często sięgam po 28 mm. Ogniskowej 90 mm używam sporadycznie. Czasem zapominam, że w ogóle mam taki obiektyw.

Po co komu 90 mm?

Biorąc pod uwagę specyfikę systemu Leica M, używanie ogniskowej 90 mm jest kłopotliwe. Kadrowanie z wykorzystaniem małych ramek w dalmierzu, okazuje się mało dokładne, a „złapanie” ostrości wręcz niemożliwe.

W przypadku ogniskowych od 75 mm w górę najlepiej posiłkować się widokiem LiveView, który dostępny jest w nowszych korpusach: M typ 240, M10 i M11, lub akcesoryjnym, elektronicznym wizjerem – EVF. Fotografowanie z użyciem wizjera optycznego męczy i powoduje frustrację. Zwłaszcza oglądając na dużym monitorze nieostre zdjęcia.

Idealnie pośrodku – Summarit 90 mm f/2.5

Leica ma bogatą historię w konstruowaniu obiektywów 90 mm. Od 1954 roku, czyli od momentu prezentacji M3, jedna z ramek wizjera umożliwia kadrowanie z wykorzystaniem tej ogniskowej. Dlatego na rynku wtórnym mamy do wyboru mnóstwo szkieł. Od tańszych, ale wiekowych obiektywów, po nowsze, odpowiednio wyżej wycenione.

Wybierając 90-tkę, najpierw rozpocząłem poszukiwania klasycznego Summicron’a 90 mm f/2, produkowanego w latach 1908-1998. Jest to starsza konstrukcja, jeszcze bez dopisku „APO” na obudowie. Korzystnie wyceniona, jak na produkt Leiki. Kosztuje kilka tysięcy złotych. Nie posiada styków do komunikacji z korpusem. Jest to obiektyw stosunkowo nieduży, ale wyraźnie cięższy niż 28, 35 czy 50 mm. Summicron-M 90 mm oferuje bardzo dobre osiągi, rewelacyjną ostrość od pełnego otworu przysłony. Jest wykonany tradycyjnie – ze szkła i metalu, dzięki czemu sprawia wrażenie pancernego. Niewysoka cena, jak na standardy niemieckiej marki, wynika z długości ogniskowej – chętnych na 90 mm jest zdecydowanie mniej, niż na szersze obiektywy.

Problemem w przypadku Summicron’a jest wspomniane wcześniej, kłopotliwe ustawianie ostrości, zwłaszcza przy f/2. Myśląc o tym, skierowałem swoją uwagę na ciemniejsze alternatywy – Summarit’a ze światłem f/2.5 i Elmarit’a f/2.8. Co do tego ostatniego – odstraszyła mnie wiekowość konstrukcji i co za tym idzie, trudność w znalezieniu dobrze zachowanego egzemplarza.

Dlatego wybór padła na Summarit’a, który swoim maksymalnym otworem przysłony – f/2.5 plasuje się dokładnie pomiędzy f/2 i f/2.8. Jest do tego lżejszy i mniejszy, niż Summicron, nieco łatwiej ustawić nim ostrość i jest nowocześniejszy. Pochodzi z linii obiektywów, umożliwiających komunikację z nowoczesnymi korpusami „M” (kodowanie 6-bit).

Summarit-M 90 mm f/2.5 w praktyce

Nie fotografuję często tym obiektywem. Mimo to, nie mam zamiaru się go pozbyć. Bo od czasu do czasu okazuje się przydatny.

Summarit-M 90 mm jest solidnie zbudowany. Metalowa obudowa, metalowe pierścienie ustawiania ostrości i zmiany przysłony wydają się nie do zdarcia. Co ciekawe, jeden z pierścieni jest pokryty gumową okleiną. Jest to bardzo nietypowe rozwiązanie, raczej niestosowane przez Leikę. Kodowanie 6-bit na bagnecie pozwala na komunikację z korpusem, który wykrywa automatycznie, jakie szkło zostało podpięte.

Analizując dane techniczne, nie doszukamy się niczego fascynującego. Konstrukcja optyczna to 5 soczewek w 4 grupach. Przysłona ma 11 listków, średnica filtrów to 46 mm. Minimalna odległość ostrzenia – 1 metr, czyli więcej niż tradycyjne, dalmierzowe 70 cm. Waga ok 350 g powoduje, że dobrze używa się tego obiektywu z korpusami Leca M.

Jakość zdjęć

Summarit 90 mm generuje ładny obrazek z ciekawym, typowym dla Leiki rozmyciem tła. Kremowy bokeh to duża zaleta obiektywu, podobnie jak bardzo dobra ostrość praktycznie całym kadrze, już od f/2.5.

Jedyną, bardzo zauważalną wadą, jest występowanie dużej aberracji chromatycznej. W specyficznych warunkach wysokiego kontrastu, pojawiają się kolorowe, fioletowe bądź zielone obwódki wokół fotografowanych przedmiotów. Jest to oczywiście łatwe do skorygowania w programie graficznym, ale mocno przeszkadza.

Aberracja chromatyczna to słaby punkt Summarit’a. Na szczęście jest to wada łatwa do usunięcia w programie graficznym.

Dystorsja obrazu właściwie nie występuje, winietowanie jest niezauważalne. Obraz generowany przez Summarit’a 90 mm jest poprawny i w niczym nie zaskakuje.

Poniżej kilka kadrów zrobionych podczas wypadu nad morze, z korpusem Leica M10-P.

Na zakończenie

Summarit-M 90 mm f/2.5 to ciekawa, kompaktowa konstrukcja, raczej dla mniej wymagających użytkowników Leiki M. Tak, jednym zdaniem, można podsumować ten obiektyw. Największym minusem jest oczywiście występowanie mocnej aberracji chromatycznej, która mocno daje się we znaki. Innych wad optycznych brak. Na plus należy zaliczyć bardzo dobrą ostrość w całym kadrze i typowo „lajkowy”, subtelny bokeh.

Summarit 90 mm jest solidnie zbudowany, z dobrej jakości materiałów. Wyróżnia się niewielkimi wymiarami i niską wagą. Idealnie leży w ręku i daje dużą frajdę z fotografowania, podpięty pod korpus Leica M.

Jest korzystnie wyceniony i łatwo znaleźć zadbany egzemplarz.

Jak widać, zalet jest zdecydowanie więcej, niż wad. Dlatego z czystym sumieniem mogę polecić Summarit’a 90 mm jako uzupełnienie dla szerszych obiektywów.

Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Keek
10 miesięcy temu

Uwielbiam subiektywne teksty o sprzęcie. Pisz dalej!
U mnie poszło to w drugą stronę – standard w postaci 28mm (50mm to dla mnie teleobiektyw) a potem szerzej, szerzej i jeszcze bardziej szerzej. Bliżej i bliżej – żeby wchodzić komuś z aparatem w nos i wykrzywiać go do bólu. 😀

JacekB
JacekB
10 miesięcy temu

Cześć. Niedawno natknąłem się na ten blog. Nie mam problemu z mową Goethego, Schillera i Oskara Barnacka, żeby czytać i pisać w oryginale, z innymi obcymi narzeczami też w miarę sobie radzę, ale piszących po polsku na temat Leiki nie ma prawie wcale, a tutaj taka miła niespodzianka. Przyjemnie poczytać. Być może zmobilizuję się, żeby napisać komentarze do wcześniejszych tekstów. 🙂

Jeśli o mnie chodzi, to odkąd nabyłem M3 (wkrótce minie 10 lat), najchętniej używam 50 mm. Ta perspektywa od zawsze najbardziej mi odpowiada. Gdy oglądam swoje stare zdjęcia z Nikona (zoom 28-85), to okazuje się, że zdecydowaną większość zrobiłem na zakresie zbliżonym do 50 mm. Kilka, może kilkanaście procent jest na 85 mm, a na innych ogniskowych, w tym szerokich całkiem mało. No to tymczasem mam kilka pięćdziesiątek i zapewne na tym się nie skończy. W przyszłości dojdą do nich następne.

Ale 90 mm też swego czasu zakupiłem. Ceny w Niemczech był wtedy wręcz okazyjne, więc od razu dwa. I żałuję, że nie wziąłem więcej, bo ceny mocno poszły w górę i dzisiaj zrobiłbym na nich niezły biznes spekulanckiego charakteru. 🙂

Do M3 świetnie pasuje Elmar 4/90 z lat 1962-1965, potocznie nazywany 3-elementowym. Daje na zdjęciach efekt „wintydżowy”, który bardzo lubię. Krawędzie są jakby lekko miękkie, mają płynne przejścia, chociaż w szczegółach jest bez zarzutu ostry, gdy się przyjrzeć. Skądinąd podobnie ma składany Elmar 2,8/50. Na cyfrze jeszcze ich obu nie próbowałem. Być może film ma wpływ na ten efekt? Nie wiem, aczkolwiek obrazy z Summicrona 50 (chociaż też mam stary model, ten z zakładanymi goglami) zawsze wyglądają bardziej „żyletkowato”, obojętnie filmowe czy cyfrowe.

Mam też Elmarita-M 2,8/90 wersji 11807. W połączeniu z M10 daje wg mnie rewelacyjne wyniki. Przypuszczam, że rezultaty z Summarita 90, obojętnie 2,5 czy 2,4, będą identyczne albo prawie identyczne jak z tegoż Elmarita. Pół działki przysłony nie ma praktycznego znaczenia. Być może jeszcze nieco lepsze efekty byłyby z APO-Summicrona 90, ale nie mam przekonania do tych wyrafinowanych Summicronów i Summiluxów. Po pierwsze, są wyraźnie większe i więcej ważą. Po drugie, częściowo zasłaniają obraz w wizjerze. Nie po to mam dalmierzowy aparat, żeby dźwigać ciężary i nie móc zobaczyć wszystkiego w kadrze. Po trzecie, zależy mi na jednolitym rozmiarze filtrów, bo wciąż jeszcze nie zamierzam żegnać się z tradycyjną kliszową fotografią. Obstaję przy komplecie 39 mm, do tego toleruję UV 46 mm i to wszystko, większych nie zdzierżę. Moje od zawsze ulubione przysłony to 8 i 5,6, pełnego otwarcia używam rzadko, więc tym bardziej nie ma sensu wydawanie abstrakcyjnych pieniędzy.

Z kadrowaniem i ostrzeniem na 90 mm radzę sobie nie najgorzej, chociaż okulary trochę przeszkadzają. Szkoda, że nie odkryłem Leiki 30 lat temu, gdy miałem sokoli wzrok. Na M3 z najlepszym wizjerem Wszechświata w ogóle nie ma problemu. Na M10 nieźle pomaga nakręcana lupka 1,25x. Na ekraniku też próbuję, ale nie całkiem przekonuje mnie ta metoda. Wolę normalnie przez wizjer.