M jak Messsucher, P jak Professional – czyli skąd się wzięła Leica MP?

Leica M pozostaje w sprzedaży od 1954 roku. Ale już w 1956 roku pojawił się wariant MP, który obecnie jest gratką dla kolekcjonerów. Współczesne modele „M” również posiadają swoje warianty z dopiskiem „P”.
M3 na sterydach
Na początku lat 50-tych XX wieku Leitz Wezlar (późniejsza Leica) był potentatem w produkcji aparatów fotograficznych. Wysoka jakość wykonania, kompaktowe wymiary, prosta obsługa – to były czynniki decydujące o ogromnej popularności wśród amatorów i profesjonalistów. Zwłaszcza u reporterów pracujących dla największych agencji i redakcji prasowych na świecie.
Leica M3, zaprezentowana podczas targów Photokina w 1954 roku, szybko zyskała przychylność klientów. Zmiany, w porównaniu do dotychczas sprzedawanej serii „III”, były teoretycznie niewielkie. W praktyce okazały się rewolucyjne. Nowy bagnet, integracja dalmierza z wizjerem, funkcjonalna dźwignia przewijania filmu – to tylko kilka z ulepszeń, które zagwarantowały Leice M3 popularność. Do zakładów w Wezlar posypały się zamówienia. Tak, jak po poprzednie modele, po nowy aparat chętnie sięgali profesjonaliści, najlepsi fotografowie na świecie.
Fotografia reporterska wymaga „szybkiego” aparatu. Czyli takiego, w którym łatwo można przewinąć kolejną klatkę oraz bezproblemowo zmienić film. W tym aspekcie Leica M3 wykazywała pewne braki. Dźwignia przesuwu filmu, chociaż bardzo wygodna, wymagała dwukrotnego pociągnięcia. Fotografując Leiką IIIf fotografowie mogli skorzystać z montowanego od dołu, akcesoryjnego rapidwinder’a Leicavit. To urządzenie służyło do szybkiego przewijania kolejnych klatek filmu światłoczułego. Dwóch znanych, amerykańskich fotografów – David Douglas Duncan i Alfred Eisenstaedt zaproponowało, żeby Leicavit zyskał możliwość współpracy z nowym modelem – M3.
Uwagi reporterów trafiły na podatny grunt i zyskały aprobatę ówczesnego dyrektora rozwoju zakładów Leitz Wezlar – Ludwiga Leitz’a. Powstało pięć prototypów nazwanych „MP”. Cztery, z wygrawerowanymi na górnej płytce oznaczeniami „M3D-1” do „M3D-4” dostał Duncan. Jeden, oznaczony „M3E-1” trafił do Eisenstaedt’a. Nietrudno się domyślić, jaki był klucz nadania specjalnych oznaczeń: „M3” oznaczało po prostu nazwę modelu, do tego dołożono „D” jak „Duncan” lub „E” jak „Eisenstaedt”.

Wieść o zmodyfikowanych aparatach rozeszła się bardzo szybko. Zainteresowanie, zwłaszcza wśród profesjonalnych fotografów amerykańskich było tak duże, że Ludwig Leitz zdecydował o uruchomieniu niewielkiej, liczącej ok. 400 sztuk, produkcji modelu „M3P”. Nazwę uproszczono w ostatniej chwili, zostawiajac dwie litery – „MP”.
P jak „Prasa”, albo „Profesjonalista”
Do dzisiaj nie jest do końca jasne, skąd wzięła się litera „P” w nazwie modelu. Przypuszczalnie od angielskiego „Press” lub „Professional”, biorąc pod uwagę, do kogo skierowana była Leica MP. Oficjalna prezentacja miała miejsce na targach Photokina w 1956 roku. 2 lata po zaprezentowaniu M3.
Powstało dokładnie 412 egzemplarzy pierwszego modelu MP, co czyni go bardzo rzadkim i pożądanym wśród kolekcjonerów. Niewiele jest aparatów, które wyszły z zakładów Leitz’a w mniejszej ilości – pozłacana Leica I A (poniżej 100 sztuk) oraz Leica I A z obiektywem Anastigmat (ok. 160 sztuk).
Pierwsza seria aparatów, oznaczonych „MP-1” do „MP-11” pochodzi z serii testowej, wypuszczonej w 1955 roku. Pozostałe 401 sztuk, czyli od „MP-12” do „MP-412” opuściło fabrykę do końca 1957 roku. Seryjne numery „”MP-1”, „MP-2”, „MP-3”, jak również te z zakresu „Mp-12” do „MP-150” były lakierowane na czarno. Dzisiaj są szczególnie cenne, bo powstało ich zaledwie 142. Reszta opuściła fabrykę w tradycyjnym, chromowanym wykończeniu.
Leica MP w szczegółach
Aparat zyskał drugą opcję przewijania filmu. Można było skorzystać z tradycyjnej dźwigni obok spustu migawki, lub z nowej, akcesoryjnej przystawki Leicavit MP. Co ciekawe, licznik klatek nie zerował się automatycznie przy zmianie filmu, jak miało to miejsce w modelu M3. Zyskał za to czerwone oznaczenie przy cyfrze „35”, informując fotografa o zbliżającym się końcu rolki. Usunięto samowyzwalacz – zbędny w pracy fotoreportera.




Ciekawym akcentem było nadanie specjalnego oznaczenia kolejnym egzemplarzom. Każda dotychczasowa Leica opuszczała fabrykę z wygrawerowanym numerem seryjnym. W przypadku modelu MP, na górnej płytce pojawiło się oznaczenie „MP” i kolejny numer wyprodukowanego egzemplarza, od „MP-1” do „MP-412”. Dodatkowo, wewnątrz obudowy pojawił się taki sam napis, tylko bez „M” na początku. Można go zobaczyć dopiero po odkręceniu trzech śrubek i zdjęciu górnej części obudowy.
Krótki żywot Leiki MP
W 1957 roku zaprezentowano model M2, który został wyposażony w szerszą ramkę dalmierza dla ogniskowej 35 mm i wszystkie udogodnienia, które oferowała Leica MP. To zdecydowało o zaprzestaniu produkcji wariantu „dla profesjonalistów”.
Obecnie Leica MP, produkowana w latach 1956-1957 jest jednym z najdroższych modeli aparatów na świecie. Każdy egzemplarz, który pojawia się na rynku, zmienia właściciela za astronomiczną sumę. Ceny aukcyjne zaczynają się od kilkudziesięciu tysięcy euro, a kończą w okolicach miliona Euro za czarne egzemplarze z Leicavit MP i obiektywem. Zdarzają się egzemplarze z udokumentowaną historią od najbardziej znanych i rozpoznawanych fotografów XX wieku.
Zainteresowanych zapraszam na stronę Leitz Photographica Auction – https://www.leitz-auction.com/auction/en/pastauctions. Można prześledzić, jakie kwoty osiągały poszczególne egzemplarze Leiki MP na przestrzeni ostatnich lat.
Leica MP współcześnie
Dodatkowe oznaczenie „P” powróciło w 1984 roku. Leica M4-P była reklamowana jako wyjątkowo wytrzymały aparat, zdolny do pracy w ekstremalnych warunkach atmosferycznych. Po kilku latach zastąpiła ją Leica M6.
W 2003 roku pokazano model „MP”, produkowany z powodzeniem do dzisiaj. Nazwa w oczywisty sposób nawiązuje do legendarnego poprzednika z 1956 roku, ale marketingowcy nadali jej nowe znaczenie – „mechanical perfection”. Do niedawna był to jedyny, współcześnie produkowany, aparat na film małoobrazkowy. Od 2022 roku, w tym samym zakładzie, powstaje równolegle współczesna interpretacja M6.


M9-P, M240-P i M10-P
Oznaczenie „P” zostało również wykorzystane w nazewnictwie modeli ery cyfrowej. O ile M8 nie doczekało się wariantu „P”, to kolejne generacje już tak. M9-P zaprezentowana w dwa lata po premierze M9, zyskała mało znaczące modyfikacje. Tylny ekran został pokryty szkłem szafirowym, odpornym na zarysowania. Wprowadzono klasyczne, srebrne lakierowanie obudowy zamiast szarego, pozostawiając czarny wariant do wyboru. Z obudowy zniknęła „czerwona kropka”, zastąpiona wygrawerowanym napisem na górnej płytce, a uchwyt został wyłożony tradycyjnym materiałem, znanym jako „wulkanit”.
Po zmianie modelu na M typ 240, kwestią czasu było pojawienie się wariantu „P”. Zmiany względem normalnej wersji okazały się kosmetyczne. Zrezygnowano z czerwonego logo na obudowie, zwiększono bufor pamięci wewnętrznej, pozwalający na wykonanie większej ilości zdjęć w serii. Tak się składa, że miałem Leikę M-P. Fotografowałem nią przez 2 lata. Funkcjonalnie była właściwie identyczna jak „zwyczajna” Leica M, ale doceniałem jej wyjątkowy, dyskretny wygląd.
M10-P jest najnowszą generacją „M-ki” z literką „P” w nazwie. Pewnie niedługo zostanie zastąpiona przez M11-P. Z dziedzictwa „serii dla profesjonalistów”, chętnie korzysta współczesny dział marketingu Leiki. Modele z dopiskiem „P” są droższe i bardziej pożądane, niż warianty z czerwonym logo na obudowie.
