SONY A7 IV – recenzja po kilku miesiącach

W tym wpisie będę rozkładał na drobne kawałki SONY A7 IV. Czy japoński producent doszedł do formy ostatecznej bezlusterkowca tak, jak kiedyś zrobiła to Leica z dalmierzowym M3?

No dobrze. Przez ostatnie kilka miesięcy popstrykałem trochę zdjęć nowym SONY A7 IV, nakręciłem kilka godzin filmu. Mogę napisać coś więcej na temat tego aparatu. Zaczynamy!

Trochę historii

Tak się składa, że każda kolejna generacja serii Alfa-7 jest lepsza pod każdym względem od poprzedniej. Pierwsza seria ujrzała światło dzienne w 2013 roku. Wtedy „na topie” były jeszcze lustrzanki i nikt nie traktował na poważnie bezlusterkowca SONY. „Firma od telewizorów” była krytykowana za to, że jej nowy produkt za szybko zużywał baterie, wolno reagował i był niezbyt ergonomicznie zbudowany. Pojawiały się również głosy, że elektroniczny wizjer może przyczyniać się do pogłębiania wad wzroku.

Od lewej: SONY a7 i A7 II. Na pierwszy rzut oka wyglądają tak samo, ale po przyjrzeniu się można zauważyć spore różnice w budowie korpusów (fot.: materiały producenta).

Inżynierowie SONY wzięli do serca krytyczne głosy i kolejna generacja – A7 II, była dużo lepsza. Był to również mój pierwszy bezlusterkowiec, który zastąpił w mojej torbie foto Nikona D800. Pojawiło się sporo ulepszeń. Poprawiła się ergonomia, dodano m.in. stabilizację matrycy. Okazało się, że aparat bez lustra jest ciekawą opcją do nagrywania filmów. Co było możliwe w płaskim profilu S-LOG2 w rozdzielczości FHD. Narzekania fotografów ucichły, a najwięksi producenci lustrzanek zaczęli z niepokojem patrzeć w przyszłość.

SONY A7 III to był już mocny strzał, który ostatecznie wskazał drogę rozwoju profesjonalnych aparatów fotograficznych. Kombajn roboczy, który doskonale dawał sobie radę ze zdjęciami i z filmem. Wyższe używalne ISO, lepszy układ AF, procesor z możliwością przetworzenia obrazu w 4K – to kolejne usprawnienia, które na pierwszy rzut oka nie były rewolucyjne, ale przybliżały serię Alfą do ideału.

A7 III. Trzecia odsłona pełnoklatkowego bezlustra od SONY zyskała joystick ułatwiający sterowanie oraz przycisk nagrywania obok wizjera. Niefortunnym rozwiązaniem przejętym z poprzednika był ekran „gibany” tylko w płaszczyźnie góra-dół. Zostało to zmienione w modelu A7 IV (fot.: materiały producenta).

Po tym przydługim wstępie dochodzimy do bohatera tego wpisu, czyli SONY A7 generacji czwartej, czyli A7 IV. Trzymam w ręku aparat, który jest wynikiem 10 lat pracy japońskich inżynierów, którzy z „brzydkiego kaczątka” zrobili wspaniałego, „pięknego łabędzia”. System drobnych ulepszeń, konsekwentnie wprowadzanych z każdą kolejną generacją, sprawdził się bezbłędnie.

Nie sądziłem, że jako dawny użytkownik A7 II, biorąc „czwórkę” do ręki, zachwycę się nią w takim stopniu. Kiedyś zamieniłem SONY A7 II na Leikę M240. W przypadku A7 IV taka decyzja o zmianie byłaby dużo trudniejsza.

10 ulepszeń, za które polubisz A7 IV

Lepszy grip.
Pamiętacie, jak dobrze trzymało się w ręku lustrzanki? Większość miała ergonomicznie wyprofilowany uchwyt. To się trochę zepsuło po opanowaniu rynku przez bezlusterkowce. Producenci tłumaczyli, że skoro aparat jest niewielkich rozmiarów, to miejsca na rękę też musi być mało. I faktycznie – pierwsze generacje A7 miały kiepsko wyprofilowany grip. Natomiast czwarta generacja to prawdziwy „powrót do przeszłości”. Aparat możemy znów wygodnie trzymać w ręku. Uchwyt jest większy i lepiej wyprofilowany.

Ekran na zawiasie.
Wreszcie SONY wprowadziło obracany zawias ekranu. Często korzystam z opcji odchylenia w bok. Przydatna jest również możliwość obrócenia ekranu przed włożeniem do torby. Można w ten sposób uniknąć zarysowań szklanej powierzchni.

Nowa bateria.
Kiedy używałem tandemu A7 II i A6300 miałem … 5 baterii, które ładowałem w kółko i nosiłem ze sobą. Nazywały się NP-FW50. Pamiętam dobrze tą skomplikowaną nazwę, bo ciągle dokupowałem kolejne sztuki w sklepie foto. A7 IV dostał nowe akumulatory, oznaczone symbolem NPFZ100, które wprowadzają nowa jakość pracy z aparatem. Teraz wystarcza mi teraz jeden akumulator, maksymalnie dwa.

Nowe menu.
Na to czekali wszyscy. Bo stare menu było okropne. Nieintuicyjne, skomplikowane, trudne do zrozumienia. Po dwóch latach używania A7 II, nadal nie wiedziałem gdzie co jest. Nowy procesor zastosowany w A7 IV umożliwił przeprowadzenie zmian. Teraz zakładki poukładane są pionowo, pojawiły się kolorowe ikony, nowe symbole. Opcje „znajdują się same”. Jest naprawdę dobrze, powiedziałbym nawet, że lepiej, niż w przypadku chociażby Fuji X-T4.

Szybkość działania.
Ślamazarność działania bezlusterkowców, nawet tych nowszych, odeszła w niepamięć. A7 IV chodzi tak samo jak lustrzanka, a biorąc pod uwagę korzyści wynikające z nowoczesnej konstrukcji, pod wieloma względami nawet szybciej. Czuć to, np. przy wykonywaniu zdjęć nocnych – domyślne odszumianie pliku trwa stosunkowo krótko.

Nowa matryca.
Tu też mamy postęp. Przez długi czas standardem były 24 Mpx, ale to się powoli zmienia. 33 Mpx dostępne w A7 IV to idealny kompromis dla wszystkich grup fotografów. Rozpiętość tonalna stoi na najwyższym poziomie, wysokie ISO również prezentuje się bardzo przyzwoicie. Nie ma się do czego przyczepić. Ilość pikseli jest zbliżona do tej z Nikona D800, który jako pierwszy zaszokował swoją spektakularną rozdzielczością – 36 Mpx.

Autofocus.
Zachwyca szybkością i sprawnością działania. Po przesiadce z Leiki M przeżyłem szok, że aparat może ustawiać ostrość w tak szybki i pewny sposób. Nie wspominam o wszystkich opcjach AF-u, bo ten wpis musiałby być dużo dłuższy. Wreszcie ustawianie opcji autofocus-a jest zrozumiałe i przyjazne dla przeciętnego użytkownika. Nie trzeba wertować instrukcji obsługi, żeby dwoma kliknięciami osiągnąć to, co się chce.

Stabilizacja matrycy.
SONY od dłuższego czasu oferowało stabilizację matrycy w wielu modelach, ale powiedzmy sobie szczerze: była ona kiepska. I tutaj zaszła ogromna zmiana. Statyczne kawałki filmu można spokojnie nagrywać z ręki, bez żadnego poruszenia. Można również filmować bardziej dynamicznie, bez używania gimbala! Coś wspaniałego. Nie jest to może poziom stabilizacji znanej z Panasonic’a, ale jest bardzo, bardzo dobrze.

Jeszcze lepsze funkcje filmowe.
Filmowanie w 10 bitach, w 4K w 60 klatkach, płaskie profile z S-LOG3 na czele, nowe kodeki… Można by wymieniać godzinami. Obrazek filmowy, jego jakość i elastyczność, w porównaniu do A7 II – to jest przepaść.

Uniwersalność.
Są bezlusterkowce przewidziane głownie dla fotografów. Są również takie, które lepiej nadają się do filmowania. W Przypadku A7 IV mamy dwa w jednym. Idealny sprzęt dla fotografa i zaawansowane funkcje filmowe. Tryb działania foto/video przełącza się oddzielnym pokrętłem. Bajka!

4 wady SONY A7 IV

Crop w 4K 50/60p.
No niestety. Przy pełnym wykorzystaniu możliwości filmowych aparat przestawia się w tryb APS-C. Trochę szkoda, aczkolwiek można z tym żyć.

Grzeje się.
Przy nagrywaniu, latem, albo w pomieszczeniu – aparat szybko się grzeje i… wyłącza. Dlatego pierwszą opcją, którą powinno się zmienić po uruchomieniu A7 IV, jest zwiększenie tolerancji na wysokie temperatury. Oczywiście mówimy o filmowaniu, bo przy fotografowaniu nie zauważyłem problemu szybkiego przegrzewania się.

Mocowanie paska.
Kiedy mam wpięty mikrofon i słuchawki, i chcę „naciągnąć” pasek na szyi, niestety nie mogę tego zrobić. Bo mocowanie paska koliduje z wtyczkami. W takiej sytuacji nie można również odchylić ekranu w dowolny sposób. Jest za ciasno.

Cena.
Pamiętacie cenę pierwszej generacji A7? Ja tak. W pewnym momencie, na promocji, korpus kosztował ok. 3.500 zł. Obecnie, za A7 IV trzeba dać prawie 4 razy tyle. Ja wiem, ze mamy kryzys, że niczego nie ma, bo są zerwane łańcuchy dostaw, itd. Ale kwoty, jakie trzeba położyć na stół kupując pół-profesjonalne body stają się zabójcze. Ciekawe, co nasz czeka za kilka lat…

Podsumowanie

Wygląda na to, że jest to pierwszy bezlusterkowiec SONY, który zagości u mnie dłużej. Na razie mogę stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że jest pozbawiony poważnych wad, które mogłyby skłonić mnie do zmiany sprzętu. To cholernie dobry aparat.

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Marcin
Marcin
1 rok temu

A ja mam pytanie dotyczące wspomagania ostrzenia ręcznego na obiektywach manualnych. Jak wygląda wspomaganie „peakingiem” (na ile jest dokładne na pełnej dziurze) i czy działa drugi tryb – takie pokrywanie plamami barwnymi elementów przed i za obiektem. Kolejna sprawa to czy powiększeni obrazu do ostrzenia ręcznego wyłacza sie po lekkim naciśnięciu spustu. A7III tak nie ma, pomimo tego że nawet w a5100 było to normalne