Jak wygrać z inflacją kupując aparat fotograficzny? 5 modeli, które są dobrą inwestycją na trudne czasy
Inspiracją do napisania tego artykułu były dane opublikowane przez GUS, dotyczące wysokości inflacji w sierpniu 2022. 16,1% – to naprawdę dużo. I nie zanosi się, żeby sytuacja szybko uległa poprawie. Dlatego osoby (jeszcze) posiadające oszczędności nerwowo zadają sobie pytanie: w co zainwestować, żeby nie stracić?
Złoto, nieruchomości, akcje, a może kryptowaluty?
Myśląc o inwestowaniu nadwyżek gotówki, przychodzą na myśl zawsze najbardziej popularne aktywa. Czyli metale szlachetne, obligacje, a także akcje i kryptowaluty. Ostatnio popularne jest inwestowanie w nieruchomości, ale nie zamierzam rozwijać tego tematu. To w końcu blog poświęcony głównie tematom fotograficznym. I na nich zamierzam się skupić w dalszej części wpisu.
Kup aparat!
Większość ludzi kojarzy zakup aparatu fotograficznego ze… stratą gotówki. Idziemy do sklepu, wybieramy korpus, przeważnie z obiektywem, płacimy i po chwili nasz sprzęt jest warty ok. 30% mniej. Elektronika szybko się starzeje, więc wystawiając ogłoszenie sprzedaży na jednym z popularnych portali, po kilku latach mamy szansę odzyskać może 30-40% pierwotnej wartości.
Ale są na świecie aparaty (jak również obiektywy i akcesoria fotograficzne), które możemy śmiało potraktować jako inwestycję. Często są oferowane na aukcjach, jak drogie obrazy, rzeźby, meble czy samochody. Osiągają absurdalnie wysokie ceny i jak pokazuje historia, ich wartość w czasie rośnie.
Najdroższy aparat na świecie
Powyższe zdjęcie przedstawia aparat fotograficzny, który podczas 40. edycji Leitz Auction w Wiedniu, został sprzedany za kwotę 14,4 mln Euro. Przy czym wstępne estymacje oscylowały wokół kwoty 2-3 mln Euro. Jak widać kolekcjonerzy, czy raczej bogaci inwestorzy, byli mocno zdeterminowani, skoro podbili ostateczną cenę do tak wysokiego poziomu.
Dlaczego ten aparat jest taki cenny? Bo to jeden z 23 sztuk przedprodukcyjnych prototypów, wypuszczonych przez Leitz Wezlar w latach 1923-1924. Czyli przed prezentacją przełomowej Leiki serii I. Jest to również egzemplarz używany przez samego legendarnego konstruktora – Oscara Barnack’a.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o Leitz Auction i przy okazji pooglądać cenne okazy, jakie się tam pojawiają, zajrzyjcie na stronę:
http://www.leitz-auction.com/auction/de/home
Można się zarejestrować i wziąć udział w nadchodzącym wydarzeniu. Muszę się przyznać, że mam tam swoje konto i cyklicznie biorę udział w licytacji wypatrzonych wcześniej „zabawek”, ale jeszcze nie udało mi się wygrać. Może kiedyś.
Co kupić w rozsądnej cenie?
Jeżeli Wasze oszczędności wynoszą mniej niż 14 mln Euro, możecie zainteresować się bardziej „przyziemnymi” aparatami fotograficznymi, które przechodzą przez tzw. „dołek cenowy” i mają sporą szansę na wzrosty w niedalekiej przyszłości. Albo przynajmniej są dobrą lokatą, gwarantującą przetrzymanie mocy nabywczej kapitału. Poniżej 5 typów, które moim subiektywnym zdaniem są godne zastanowienia.
Leica M-D
Zestawienie otwiera aparat cyfrowy. W 2016 roku Leica wypuściła coś, co wywołało „burzę w szklance wody” na portalach i forach fotograficznych. Mianowicie zmodyfikowany model M typ 262 pozbawiony ekranu i przycisków z tyłu korpusu. Zamiast tego pojawiło się eleganckie pokrętło do ustawiania wartości ISO, imitujące to z analogów.
Jak sterować aparatem cyfrowym bez tylnego ekranu? Czy to jest możliwe? Okazuje się, że tak, aczkolwiek wymaga nauki. Układ dalmierza odpowiada za kadrowanie i ustawianie ostrości. Przysłonę zmieniamy manualnie na obiektywie. Z tyłu mamy pokrętło od ISO i jest jeszcze przycisk migawki w standardowym miejscu. Czy coś więcej potrzeba do zrobienia zdjęcia? Okazuje się, że nie. Wszystko jest uproszczone do granic możliwości i w obsłudze przypomina stare, analogowe korpusy serii „M”.
Żeby dać użytkownikom jakąkolwiek możliwość podglądu zdjęcia, dodano łączność bezprzewodową i możliwość połącznia ze smartfonem. Tam, korzystając ze specjalnej aplikacji można podejrzeć swoje kadry. Poza tym, Leiką M-D można normalnie robić zdjęcia i cieszyć się ze wspaniałego obrazka generowanego przez 24-megapikselową matrycę.
Dlaczego Leica M-D jest dobrą inwestycją? Bo to totalnie odjechany model, który był produkowany tylko 2 lata i powstało mało egzemplarzy. Trzeba zadać sobie trochę trudu, żeby znaleźć ładny egzemplarz. Będzie on kosztował co najmniej 4.000 Euro i biorąc pod uwagę jego wyjątkowość, spodziewałbym się dużych wzrostów cen w przyszłości.
Alternatywa – Leica M10-D
Jeżeli możesz wyłożyć nieco więcej gotówki, zamiast M-D typ 262 możesz pomyśleć o zakupie M10-D. Jest to następca oparty o konstrukcję M10, również pozbawiony ekranu.
Leica M9-P
Leica M9 to pierwsza cyfrowa, pełnoklatkowa „M-ka”. Została wprowadzona na rynek w 2009 roku i odniosła duży rynkowy sukces. Do dzisiaj zachwyca swoim wyjątkowym obrazkiem generowanym przez 18-megapikselową matrycę wyprodukowaną w technologii CCD. Następca, czyli M typ 240 dostał już inny sensor wykorzystujący technologię CMOS, co poprawiło znacząco jakość obrazka i szybkość działania. Ale miało również swoje konsekwencje w postaci mniej „soczystego” wyglądu zdjęć, który tak kochają wszyscy właściciele Lajek.
W celach inwestycyjnych proponuję rozejrzeć się za ładnym egzemplarzem M9-P. Jest to mniej popularna wersja M9, która różni się kilkoma detalami. Po pierwsze została pozbawiona czerwonego logo z przodu obudowy. Zamiast tego pojawił się grawerowany napis na górnej płytce, a tylny ekran został pokryty nierysującym się, szafirowym szkłem. Jak widać zmiany względem M9 były kosmetyczne, ale nadają wersji „Professional” bardziej wyjątkowego charakteru.
Ładne egzemplarze M9-P są wyceniane na co najmniej 3 tys. Euro. Taniej już nie będzie, a jest spora szansa, że ceny wywoławcze powoli będą szły do góry.
Alternatywa – Leica M8.2
Można również zainteresować się poprzednikiem – Leiką M8.2, czyli M8 po liftingu. Jest to najkrócej produkowany aparat serii M. Matryca o rozdzielczości 10 Mpx w rozmiarze APS-H, produkuje niesamowicie ostre zdjęcia o wyjątkowej kolorystyce. Więcej informacji w jednym z poprzednich wpisów:
Leica MP
Opuszczamy cyfrowe klimaty i dochodzimy do MP. Ostatniego analogowego aparatu produkowanego seryjnie. Co ciekawe, można iść do sklepu i kupić po prostu nowy egzemplarz. Wykładając na stół ponad 25.000 zł. Używane egzemplarze w ładnym stanie nie są wiele tańsze. Można powiedzieć, że ten korpus bardzo dobrze trzyma cenę, a biorąc pod uwagę limitowaną produkcję, będzie raczej drożał.
Leica M-P to esencja analogowych modeli serii „M”. Nawiązuje wyglądem do M3, ale jest dużo wygodniejsza w codziennym użytkowaniu dzięki wbudowanemu światłomierzowi. Jeżeli nie chcemy używać pomiaru światła, wystarczy wyjąc baterię i cieszyć się w pełni mechanicznym aparatem, który dziwnym trafem jest sprzedawany w 2022 roku.
Jeżeli chcesz kupić analoga, który starczy Ci do końca życia, a Twoje wnuki sprzedadzą go za kupę kasy – Leica M-P jest dla Ciebie. Biorąc pod uwagę obecne zawirowania na świecie, nie zdziwiłbym się, gdyby Leica zaprzestała produkcji M-P. A wtedy ceny wystrzelą do góry jak szalone!
Alternatywa – Leica M-A
To właściwie ten sam aparat, co M-P. Tylko pozbawiony światłomierza. W pełni mechaniczna konstrukcja zadowoli purystów, ale będzie bardziej uciążliwa w codziennej eksploatacji. Jest również trochę tańsza.
Leica M5
Brzydkie kaczątko, z którego po latach wyrasta piękny łabędź. Tak w skrócie mógłbym scharakteryzować Leikę M5. Miała być rewolucją na miarę M3, która przyniesie sławę i chwałę producentowi z Wzlar, a okazała się rynkową klapą. Zaprezentowana w 1971 roku M5 była ostatnim korpusem, produkowanym w 100% ręcznie, w niemieckich zakładach. W 1975 roku, po zakończeniu rynkowej kariery, ostatnie egzemplarze sprzedawane były z dużym upustem.
Po latach dziwność Lajki M5 ma same zalety. Jej jakość jest wyjątkowa, a zaproponowane wówczas nowoczesne rozwiązania techniczne ułatwiają codzienne fotografowanie. Mam tu na myśli jasny wizjer oraz światłomierz, który w najbardziej zadbanych egzemplarzach nadal działa bezbłędnie.
Przez dziesięciolecia M5 była najtańszą „M-ką” na rynku. Ale ostatnio to się zmieniło. O ile jeszcze 2-3 lata temu ładną sztukę można było wyrwać za max. 1 tys. Euro, to obecne wyceny są sporo wyższe. Dochodzą do poziomu 2.5-3 tys. Euro, a to już dużo.
Dokładna charakterystyka aparatu Leica M5 w jednym z poprzednich wpisów:
Alternatywa – Leica M4-P
Ciężko o alternatywę dla modelu M5. Może M4-P? Również niezbyt popularny model, produkowany w latach 80-tych. Bezpośredni poprzednik M6. Jeszcze kilka lat temu cieszył się słabym wzięciem, obecnie jego ceny mocno poszybowały do poziomu nawet 3-4 tys. Euro. Osobiście, w przypadku Leiki M4-P nastawiłbym się na szukanie okazji za 1-1.2 tys. Euro, co może być trudne, ale nie niemożliwe.
Leica M3
Najpopularniejsza M-ka w historii jako dobra inwestycja? Przecież tego powstało ponad 220.000 sztuk!
Tak, ale w praktyce znalezienie ładnego egzemplarza nie jest łatwe. A ceny „niezajechanych” aparatów ciągle rosną. Dlatego warto poświęcić trochę czasu i wybrać naprawdę ładną M3-kę. I trzymać pod kocem. Żeby nie zmarzła w zimę.
Leica M3 była produkowana w latach 50-tych i 60-tych. To były czasy, w których księgowi nie mieli zbyt wiele do powiedzenia, dlatego ręcznie składane korpusy wyróżniały się niespotykaną dzisiaj jakością oraz niezawodnością. Po prawie 70 latach, M3 nadal daje dużo frajdy z fotografowania. Oczywiście odpowiednio serwisowana, co nie jest trudne, ze względu na w pełni mechaniczną konstrukcję.
Więcej o M3 w jednym z poprzednich wpisów:
Podsumowanie
Zakup aparatu w celach inwestycyjnych ma swoje zalety. Możemy nabyć coś bardzo cennego, co może przy okazji dać sporo radości z użytkowania.
Oczywiście trudno jest przewidzieć przyszłość i określić jednoznacznie, które modele aparatów będą zyskiwały na wartości, ale można z dużym prawdopodobieństwem napisać, że będzie to spora część oferty marki Leica, zwłaszcza modeli serii „M”.
Za 6-7 tys. PLN można kupić ładny egzemplarz M5. Za 35 tys. PLN można nabyć M10-P, albo zacząć szukać Leiki M z jednej z licznych edycji limitowanych. Trzeba tylko pamiętać, że stan techniczny i wygląd aparatu muszą być bez zarzutu. A oryginalne opakowanie, instrukcja i dedykowane akcesoria podbijają wartość kolekcjonerską.
Nigdy nie słyszałem żeby Leica miała fabrykę w Wezlar… Ale może otworzyli coś nowego…
Analogowy model nazywa się MP, a nie M-P. Wbrew pozorom to dość różnica, bo oznaczenie M-P (z myślnikiem) miał model cyfrowy z 2014 roku, typ 240. Był to krótki okres, gdy Leica zrezygnowała z kolejnych liczb w nazwie i wprowadziła zamieszanie, nazywając nową serię tylko „M” i dodając numery typu. Okazało się to widocznie nieudanym pomysłem, bo już w kolejnej generacji wróciła Leica M10, a potem M11.
W każdym razie przez to M-P (cyfrowa) to nie jest MP (analogowa).