iPhone też może. Czyli dlaczego wyginęły kompakty?

Stało się. Od kilku miesięcy jestem właścicielem iPhone 13. Podobno jest to jeden z telefonów, które robią najlepsze zdjęcia. Czy mając kolekcję Lajek, można odnaleźć przyjemność z fotografowania telefonem?

Smartfonografia

Aparaty fotograficzne wbudowane w telefony komórkowe mają długą historię. Pierwsze urządzenia pojawiły się na rynku w 2000 roku. Były, biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy, bardzo prymitywne. Zdjęcia o rozdzielczości 0,1-0,3 Mpx (w zależności od producenta), było można oglądać na małym ekranie, który wyświetlał 256 kolorów. Ekran był mały, bo dużą część powierzchni urządzenia zajmowała klawiatura i dodatkowe przyciski sterujące. O dotykowym panelu nikt nawet nie śnił. Były to czasy, kiedy triumfy rynkowe święciły takie marki, jak: Nokia, Sharp czy HTC.

Dużą cegiełkę do rozwoju technologii fotografii mobilnej dołożyło Apple, prezentując w 2007 roku swoje urządzenie, będące połączeniem tabletu i telefonu komórkowego. Duży, dotykowy ekran poprawił komfort korzystania z telefonu, który zyskiwał nowe zastosowania stając się powoli znanym dzisiaj „smartfonem”. Wbudowane aparaty, z generacji na generację, stawały się lepsze. Zmiany były możliwe dzięki miniaturyzacji elektroniki, ale również dzięki rozwojowi oprogramowania.

I tak, w 2022 roku mogę trzymać w ręku telefon, albo raczej smartfona, który jest reklamowany jako alternatywa dla „normalnego” aparatu fotograficznego. Ile jest prawdy w zapewnieniach producenta? Zamierzam przekonać się sam.

iPhone 13, jaki jest?

Smartfon jak smartfon. Nic specjalnego. Działa całkiem płynnie i bezproblemowo. To, co mnie interesuje w kontekście tego wpisu, to oczywiście umieszczone „na pleckach” dwa aparaty fotograficzne.

Pierwszy z nich jest zestawiony z obiektywem o ekwiwalencie ogniskowej 26 mm i maksymalnym otworze przysłony f/1.5. Matryca rozmiaru 1/1.95″ dysponuje rozdzielczością 12 Mpx. Ustawienie ostrości jest możliwe dzięki mechanizmowi detekcji fazy. Ciekawą nowością, która pojawiła się w 13 odsłonie iPhone, jest fizyczna stabilizacja matrycy.

Drugi obiektyw to konstrukcja szerokokątna o ekwiwalencie ogniskowej 13 mm. Mniejsza matryca o rozmiarze 1/3.4″ nie ma stabilizacji ani układu AF. Posiada za to przyzwoite 12 Mpx rozdzielczości. Maksymalny otwór przysłony to f/2.4.

Patrząc na specyfikację… nie jestem w stanie nic powiedzieć. Nie mam pojęcia, czy mała matryca iPhone jest w stanie wyprodukować przyzwoite jakościowo zdjęcie, które wygląda dobrze również na moim monitorze EIZO. Trzeba to sprawdzić w warunkach terenowych.

Zostawiam Leiki w domu, biorę iPhone’a w kieszeń i idę robić zdjęcia!

Największy problem – ergonomia

Robienie zdjęć smartfonem jest po prostu niewygodne. Trzymanie cienkiej obudowy w pionie, kadrowanie i szukanie przycisku migawki na dotykowym ekranie sprawia spory dyskomfort. Tradycyjne aparaty fotograficzne są odpowiednio wyprofilowane, mają zazwyczaj wygodny uchwyt i dedykowany przycisk uruchamiający migawkę. Wiele z nich da się obsługiwać jedną ręką – kadrować, robić zdjęcia i grzebać w menu. Smartfon jest zbudowany zupełnie inaczej. Tu priorytetem jest wygodne przewijanie dotykowego ekranu kciukiem.


Dlatego złapanie odpowiedniego kadru jest trudne i zajmuje sporo czasu. Trzymając iPhone’a w ręku muszę się mocno skoncentrować nad tym, co widzę, żeby osiągnąć zamierzony efekt.

Samo gęste – jakość zdjęć

W standardowej wersji iPhone’a, możliwości rejestracji obrazu są nieco okrojone. Mamy do dyspozycji dwa, zamiast trzech obiektywów. Nie możemy również zapisywać zdjęć w formacie RAW. Szukając informacji w Internecie, natrafiłem na ciekawe, płatne aplikacje rozszerzające możliwości fotograficzne smartfona. Zdecydowałem się na zakup jednej z nich i używanie w zastępstwie app-ki dostarczonej przez producenta.


Zacznę od stwierdzenia, że jakość zdjęć pozytywnie mnie zaskoczyła. W niepamięć odchodzą czasy, kiedy zdjęcie ze smartfona wyglądało dobrze tylko na jego ekranie. Po zrzuceniu zdjęć na komputer stacjonarny i obejrzeniu na monitorze graficznym mogę napisać, że naprawdę jest dobrze! Jest to poziom słabego aparatu kompaktowego sprzed kilku lat. Obrazy stworzone przez iPhone 13 są w pełni użyteczne, nadają się do publikowania w Internecie czy wydrukowania.


Zwłaszcza przy dobrym oświetleniu zdjęcia wychodzą ostre i kontrastowe. Przy każdej czułości widać delikatne, drobne ziarno, które powiększa się wraz z mniejsza ilością fotonów padających na małą matrycę. O zniekształceniach obrazu czy aberracji chromatycznej nie ma co pisać, bo takie sprawy są skutecznie usuwane przez oprogramowanie, jeszcze przed zapisaniem zdjęcia w pamięci urządzenia.

Generalnie patrząc na obrazki wygenerowane przez iPhone’a można zauważyć mocną ingerencję oprogramowania, które „obrabia” surowy materiał w locie, bez wiedzy i ingerencji fotografa. Widać to zwłaszcza na zdjęciach nocnych, które mocno odszumione przypominają raczej obrazy wygenerowane w Photoshopie, niż realne zdjęcia.

Obiektyw szerokokątny jest gorszy

Pomimo mocnej obróbki nie udało się usunąć wad szerokokątnego obiektywu. Albo raczej zestawu obiektyw-matryca, bo tu chodzi nie tylko o samo „szkło”, ale również o sensor, który z nim współpracuje. Wykorzystując ogniskową 13 mm wydać brak ostrości na brzegach kadru, wkrada się również delikatna beczkowatość. Gorsze parametry matrycy odbijają się bezlitośnie na słabszej jakości plików.


Główny aparat, oferujący kąt widzenia odpowiadający 26 mm na pełnej klatce, wypada zdecydowanie lepiej. Szczegółowość, jakość zdjęć jest wyraźnie lepsza. Również ogniskowa zdecydowanie bardziej mi odpowiada. Często używam obiektywów 28 mm, np. Summircona 28 mm f/2 podpiętego pod korpus Leica M.

Czy sprzedam Leiki i zostawię sobie tylko iPhone’a?

Zdecydowanie nie. Fotografowanie telefonem to nie moja bajka. Pomimo, że z generacji na generację aparaty w smartfonach są coraz lepsze, to dużo im brakuje do poziomu aparatów kompaktowych.

Mam tu na myśli nie tylko obrazek, ale również ergonomię obsługi. Dla mnie, fotograficzna pasja ma wiele poziomów. Z jednej strony uwielbiam odkrywać ciekawe miejsca, szukać kadrów, rozwijać się w tym co robię. Z drugiej strony, równie dużą przyjemność wywołuje u mnie obcowanie z kawałkiem metalu i szkła, które trzymam w ręku.

Lubię kadrować patrząc w wizjer, ostrzyć dalmierzem i naciskać spust migawki. Uwielbiam głośny „brzdęk” Leiki M8, ciche cyknięcie M-P, czy mechaniczne „klapnięcie” M3-ki, po którym instynktownie sięgam kciukiem do dźwigienki przewijania filmu. To jest coś, czego żaden smartfon nie zastąpi.

Z drugiej strony, podczas planowania wyjazdów coraz częściej biorą pod uwagę iPhone’a jako dodatkowy aparat fotograficzny. Częściej zostawiam w domu Voigtlander’a 15 mm, bo w smartfonie mam 13 mm, więc w razie potrzeby będę miał możliwość użycia super-szerokiego kąta.

Jestem bardzo ciekawy, w którą stronę pójdzie dalej mobilna fotografia. Czy dojdzie do ściany, która okaże się zbyt gruba do przebicia? Czy może zacznie „podgryzać” rynek należący do Leiki czy Hasselblada? Pożyjemy – zobaczymy.

Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Riccardo
Riccardo
1 rok temu

Też mam trzynastkę i muszę przyznać, że na razie odpuściłem zakup szerokiego kąta. Do tego co używam, ajfon wystarcza. Ale oczywiście nie zastąpi normalnego aparatu z prostego względu (pomijając kwestie techniczne) – lubię kręcić pokrętłami, nastawiać ostrość itp – po prostu lubię sam proces fotografowania.