M8, czyli najgorsza Leica (część I)
M8 to pierwszy cyfrowy dalmierz firmy Leica, następca analogowego M7. Praktycznie od razu po premierze ujawniło się szereg wad aparatu, które przyczyniły się do jego obecnej opinii – najgorszej cyfrowej Leiki. Czy zasłużenie?
Trudne początki
Na początku lat 2000 wszyscy liczący się na świecie producenci sprzętu foto mieli w swojej ofercie aparaty cyfrowe. Odbywała się szybka i burzliwa rewolucja, której efektem było zastąpienie filmu światłoczułego matrycą wykonaną z płytki krzemu. Nagle okazało się, że ilość zrobionych zdjęć nie jest ograniczona do 36 klatek, ale do rozmiaru karty pamięci. Ciemnię zastąpiły programy komputerowe do obróbki, które dały fotografom zupełnie nowe możliwości. W takich okolicznościach Leica, pogrążona w kryzysie finansowym musiała myśleć o swojej przyszłości. I musiała to być przyszłość związana z aparatem cyfrowym. Konstruktorzy mieli już pierwsze doświadczenia z matrycą CCD Kodaka, zastosowaną w ściance cyfrowej do lustrzanek R8 i R9. Był to produkt, który delikatnie mówiąc, nie odniósł sukcesu rynkowego. Japończycy w tym czasie co chwila wypuszczali nowości, za którymi Leica nie była w stanie nadążyć, nie wspominając o jakichkolwiek innowacjach.
Prace nad M8 rozpoczęły się w 2004 roku. Największym problemem konstruktorów była mała odległość mocowania obiektywu od matrycy. To, co do tej pory było zdecydowaną zaletą dalmierza, przekładającą się na małe rozmiary body i obiektywów, okazało się przeszkodą w zbudowaniu funkcjonalnego aparatu cyfrowego. Początkowo Leica upierała się, że możliwości ulepszania dalmierza zakończyły się na erze fotografii analogowej. Przełomową premierą, która pokazała, że „jednak można”, był konkurencyjny Epson R-D1. Pierwszy cyfrowy dalmierz pojawił się pod koniec 2004 roku oferując matrycę 23,7 mm x 15,6 mm (crop 1,53), o rozdzielczości 6,1 mpx. Aparat umożliwiał zapisanie obrazu w formacie RAW w rozdzielczości 3008×2000 px.
Długo wyczekiwana premiera
Pierwotnie, cyfrowy dalmierz Leiki miał się nazywać M6E. Miał być połączeniem bardzo udanego, analogowego M6 i modułu cyfrowego DMR. Prasa branżowa obstawiała, że będzie to raczej M7 DIGITAL. Spekulacje zakończyły się w momencie premiery – na targach Photokina, jesienią 2006 roku. M8 wyglądał bardzo podobnie do analogowych M7 czy MP. Inżynierowie Leiki starali się zachować jak najwięcej z analogowego dziedzictwa linii modelowej M. Największą rewolucją było zastosowanie ekranu na tylnej ściance, w otoczeniu przycisków i pokrętła. Był to element obowiązkowy w aparacie cyfrowym.
Wymiary aparatu zmieniły się względem analogowych poprzedników. Zauważalnie zwiększyła się grubość, co było wynikiem wcześniej wspomnianych problemów z umiejscowieniem matrycy. Do pierwotnej grubości analogowych body powrócono dopiero sporo później, prezentując model M10. Waga – 545 gram, o 40 gram mniejsza niż w M9 czy M typ 240. Sercem aparatu jest matryca KODAK o wymiarach 18×27 mm, co przy rozdzielczości 10,3 MPx daje obrazek 3916×2634 px. Jak widać sensor posiada efektywny mnożnik ogniskowej (czyli crop) – 1,33. Pełnoklatkowa matryca pojawiła się dopiero w 2009 roku wraz premierą następcy – modelu M9.
Ze względu na zastosowanie mniejszej matrycy zmianie uległ zestaw ramek w dalmierzu. Najszersza ramka umożliwia kadrowanie z obiektywem 24 mm, najwęższa – 90 mm. Można oczywiście podpiąć obiektyw 135 mm, ale biorąc pod uwagę crop – daje nam to efektywne 180 mm. W przypadku ostrzenia ręcznego dalmierzem taki zestaw jest praktycznie nieużywalny.
Aparat oferował wszystkie udogodnienia znane z M7 (TTL, program półautomatyki ustawiania parametrów ekspozycji), dając dodatkowo szybką migawkę do 1/8000 sek. i oczywiście cyfrowy sensor CCD. Jego osiągi nie były zachwycające jak na czasy premiery, ale miały wystarczyć, żeby zadowolić bogatych amatorów, hobbystów i kolekcjonerów, do których głównie trafiały wyroby Leiki.
Pierwsze problemy
Nie obyło się niestety bez problemów wieku dziecięcego. Najpoważniejszym była zwiększona wrażliwość matrycy na światło podczerwone, spowodowana zastosowaniem cieńszego filtra IR o grubości zaledwie 0,5 mm. W typowych konstrukcjach konkurencji filtr miał grubość 3 mm. Efektem było zakłamanie kolorów na zdjęciach, pojawienie się czerwonego zafarbu w ciemnych partiach. Leica dosyć szybko przyznała się do wpadki oferując klientom dodatkowe filtry kołowe nakręcane na obiektyw. Takie rozwiązanie likwiduje problem, ale jest uciążliwe w codziennym użytkowaniu.
Kolejną słabością matrycy okazał się banding (smear-effect), objawiający się widocznymi na zdjęciach paskami światła, od mocnego źródła przez ciemną powierzchnię. Elektronika aparatu po prostu nie dawała rady przetworzyć danych z matrycy. Tutaj jedynym rozwiązaniem była interwencja serwisu, na szczęście napraw dokonywano na gwarancji.
M8.2
Dwa lata po premierze M8 na rynek wszedł następca – M8.2. Poprawiona wersja niewiele różniła się od poprzednika, a producent dawał możliwość nabywcom M8 modyfikacji do standardu M8.2. Poprawiono migawkę ograniczając minimalny czas otwarcia do 1/4000, ale znacznie wyciszając jej dźwięk. Na tylnym ekranie pojawiło się szkło szafirowe. Pojawiło się nowe oprogramowanie z ulepszoną obsługą menu. Reszta pozostała taka sama. W M8.2 poprawiono kilka istotnych drobiazgów, ale zostawiono wszystkie problemy modelu M8. Inżynierowie nie zajmowali się ulepszaniem aparatu, mając „na tapecie” plany wypuszczenia następcy – M9.
M8.2 był sprzedawany tylko przez rok, od 2008 do 2009 roku, kiedy to miała miejsce premiera M9. Jest to wyjątkowo krótki czas, porównując go do poprzedników, oferowanych w sklepach przez kilkanaście lat.
Podsumowanie
Cechą charakterystyczną dla marki Leica od zawsze była ewolucja, nie rewolucja. Kolejne modele różniły się od siebie niewiele, oferując drobne usprawnienia i modyfikacje. Przez dziesięciolecia nie zmieniał się sposób obsługi i działania. Taka taktyka miała swoich wiernych fanów. Na początku XXI wieku Leica zdała sobie sprawię, że nie da rady tak dłużej funkcjonować i potrzebna jest gruntowna zmiana, przebudowanie oferty w kierunku aparatów cyfrowych. Oznaczało to nie tylko wyznaczenie innego kierunku rozwoju, ale również zmianę organizacji produkcji. Do tej pory aparaty składały się głownie z części mechanicznych, produkowanych w siedzibie Leiki. W momencie pojawienia się M8, zdecydowana część komponentów musiała przyjechać od zewnętrznych dostawców. Chodzi tu oczywiście o matrycę i elektronikę sterującą wraz z procesorem.
M8 to była duża rewolucja i cenna lekcja przed wypuszczeniem następcy – udanego modelu M9, który uratował reputację i finanse marki. Ale o tym będzie później. Tymczasem w drugiej części poświęconej M8 skoncentruję się na aspektach praktycznych użytkowania tego aparatu.
[…] https://notonly.photos/2021/01/29/m8-czyli-najgorsza-leica-czesc-i/ […]
[…] M8, czyli najgorsza Leica (część I) […]