W poszukiwaniu najlepszego bezlusterkowca. Czyli Fuji X-T4 okiem Lajkarza.
Leica M to świetny aparat, ale delikatnie rzecz ujmując, nie sprawdza się w wielu zastosowaniach. Na przykład w fotografowaniu samochdów ściagających się na torze. Dlatego wybierając się do Słomczyna, na II Rallycrosowe MP, zabrałem ze sobą Fuji X-T4.
Przemyślenia początkowe
Nie ukrywam, że od jakiegoś czasu zakup X-T4 chodził mi po głowie. Oprócz tych wszystkich analogowych i cyfrowych Lajek, chciałem mieć aparat uniwersalny, który sprawdzi się w różnych sytuacjach, nie tyle przy robieniu zdjęć, co w przypadku kręcenia filmów. Mały, kompaktowy, z dobrymi obiektywami typu zoom, doskonałą stabilizacją, szybkim aufofocusem i wyśrubowaną jakością obrazka.
Fuji X-T4 wydawało się spełniać moje wymagania z naawiązką, dlatego ucieszyłem się z możliwości wypożyczenia tego body i wypróbowania w boju.
Razem z korpusem miałem do dyspozycji dwa obiektywy: standardowy zoom 16-55 f/2.8 R LM WR i teleobiektyw 55-200 R LM OIS. Ze względu na fakt fotografowania pojazdów w ruchu, miałem przez większość czasu podpięte tele.
Fuji X-T4 – pierwsze wrażenie
X-T4 jest „flagowcem” japońskiego producenta, więc powinien robić, już na wejściu, efekt „wow”. Tymczasem mnie jakoś nie porwał. Stylistyka retro, która zachwycała 10 lat temu, już nie robi takiego wrażenia. Chyba się przyzwyczaiłem. Korpus jest oczywiście metalowy, ale posiada dużo plastikowych elementów, które sprawiają dużo bardziej tandetne wrażenie, porównując np. do SONY, o Leice nie wspominając. Ergonomia jest OK, ale równeż nie zachwyca. Aparat pewnie leży w dłoni, grip jest w miarę wygodny. Waga stosunkowo niewielka, wymiary również.
Niby nie ma się do czego przyczepić, ale moim zdaniem jest to aparat całkowicie pozbawiony emocji, tego „czegoś”, co sprawia, że chętnie bierzesz go do ręki i z uśmiechem na ustach idziesz robić zdjęcia. A może po prostu za dużo oczekuję od uniwersalnego kombajnu, który poprawnie wywiązuje się ze swoich zadań i tyle.
Fuji X-T4 – plusy
No dobrze. Poszukajmy mocnych stron aparatu, które warte są odnotowania:
- Ekran – oferuje dobrą jakość podglądu czy duży komfort grzebania w menu, a do tego jest zamocowany na zawiasie. Można go odchylić w bok, pod kątem, obrócić w taki sposób, żeby był zamknięty. To znaczy na tylnej ściance widzimy plastikową obudowę i możemy korzystać tylko z podglądu w wizjerze. Fajna sprawa.
- Przełącznik foto / film. Super rzecz dla kogoś takiego jak ja, który robi zdjęcia i nagrywa filmy jednym korpusem. Za pomocą fizycznego przełącznika, można szybko zmienić tryb pracy aparatu i co ważne, X-T4 zapamiętuje wcześniej ustawione opcje.
- Autofocus. Co prawda nie miałem na tyle dużo czasu, żeby pobawić się wszystkimi ustawieniami AF (jest tego naprawdę dużo), ale działając nawet na domyślnych ustawieniach czuć, że bezlusterkowce przeszły długą drogę. „Inteligentne” śledzenie obiektów, szybkość działania – robią wrażenie.
- Waga i wymiary. Mamy tu do czynienia z matrycą APS-C, czyli korpus powinien być mniejszy i lżejszy od pełnej klatki. Ale przykład innych producentów pokazuje, że tak niekoniecznie może być. Czasem body posiadające matryce Micro 4/3 są większe niż te z pełnowymiarowym sensorem. Fuji zachował dobry balans między wagą, wielkością i ergonomią. Oferując do tego możliwość zakupu dedykowanego grip-a.
- Stabilizacja. ten punkt powinien znaleźć się na pierwszym miejscu. Pierwszy raz zdarzyło mi się filmować na 200 mm z ręki. Nie wyciągałem gimbala, nie był mi potrzebny. Szok i niedowierzanie. Oczywiście wykorzystanie wszystkich opcji stabilizacji mechanicznej i cyfrowej wiąże się z delikatnym crop-em obrazu, ale i tak warto. Jedyny mankament, o którym muszę wspomnieć, to delikatne „pływanie” obrazu w niektórych sytuacjach. Ale wydaje mi się, że jest to do wyeliminowania w opcjach stabilizacji aparatu, których jest naprawdę dużo.
Fuji X-T4 – minusy
Jak są plusy to muszą być też minusy. Poniżej to, co mi się nie spodobało:
- Menu. Niby OK, w miarę proste i przejrzyste, ale bardzo wkurzały mnie napisy. W przypadku krótkich nazw opcji czcionka jest rozstrzelona, niepotrzebnie rozciągnięta. Długie nazwy opcji nienaturalnie ściśniete. Całość sprawia wrażenie, jakby nikt tego nie zaprojektował graficznie, tylko zrobił „na odwal się”.
- Lagi / opóźnienia. Pomimo, że X-T4 to flagowy model i jest to kolejna, czwarta generacja, to zdarzają się sytuacje podczas fotografowania, które trwają za długo. Mam tu na myśli momenty wybudzenia aparatu ze stanu uśpienia, czy odpuszczeniu spustu migawki po serii zdjęć i wciśniecie ponownie. Nie oczekuję tutaj szybkości lustrzanki z segmentu PRO, ale miałem takie wrażenie, jakby aparat na chwilę się „gubił” i potrzebował ułamka sekundy więcej, żeby zdecydować, co dalej zrobić.
- EVF. Znam aparaty z lepszym wizjerem elektronicznym. Korzystanie z tego w X-T4 jest OK, ale moim zdaniem mogłoby być lepiej. Pomijam jakieś dziwne, domyślne przebarwienie obrazu w kierunku niebieskiego. Kolory EVF można na szczęście poustawiać w opcjach.
- Przyciski. Sprawiają wrażenie, jakby były wyjęte z dużo tańszego aparatu. Małe, dosyć tandetne, delikatnie „ruszają się” przy wciśnięciu. Do tego ich ułożenie mogłoby również być lepsze. Na plus joystick, który działa całkiem fajnie.
Jakość zdjęć
Jak wspomniałem na początku, miałem do dyspozycji dwa obiektywy zmiennogniskowe. Jeden o uniwersalnym zakresie ogniskowych 16-55 i teleobiektyw 55-200. Obydwa widnieją w ofercie producenta jako „te lepsze”, czyli również droższe. Obydwa generowały bardzo przyzwoity obrazek pozbawiony zauważalnych wad optycznych, przynajmniej z pubktu widzenia przeciętnego użytkownika.
Pobawiłem się chwilę symulacjami filmów (z czasów analogowych), za które Fuji jest tak chwalone. Niby fajny bajer, ale dla mnie całkowicie bezużyteczny. Wolę obrabiać RAW-y po swojemu niż liczyć na cudowne działanie algorytów modyfikujących wygląd JPG-ów w puszce.
Reasumując, zdjęcia wyszły poprawne. Nie zachwyciły mnie na tyle, żebym miał motywację do rozpisywania się na ten temat. W nagłówku tego wpisu jest informacja, że jest to recenzja okiem „Lajkarza”, który przyzwyczaił się do magicznego obrazka wypluwanego przez „Lux-a” podpiętego do „M-ki”.
Podsumowanie
Czy kupię X-T4? Trudne pytanie. Raczej nie. Ale absolutnie nie odradzam zakupu tego korpusu. Jeżeli pasuje Wam styl Fuji i możliwości, jakie oferuje cały system – to śmiało możecie w niego wchodzić i robić fajne zdjęcia.
Też wolę obrazek z Leiki czy nawet Sony. Plusem Fuji „analogowe” sterowanie. Kiedyś miałem, raczej nie wrócę do tej firmy.
Mnie Fuji nie przekonało, aczkolwiek obiektywnie jest bardzo dobrym aparatem. Pozdrawiam! 🙂
Ehhh, magiczny obrazek dostaje się na stałkach a nie na zoomach, i Fuji ma świetne stałki, w tych warunkach również nie mogłeś sprawdzić stabilizacji która też daje „magię” w odpowiednim miejscu, nie oczekujmy magii w sportach motorowych…… osobiście używam tylko jednego zooma, a do magii polecam Laowe 33mm APO, z tym obiektywem to można mieć magię w starym body typu xe2, więc skrzywdziłeś xt4 wybierając takie warunki i takie obiektywy, i zarzucając brak magii.
Dzięki za komentarz. Tak, miałem XT-4 tylko na weekend i mogłem go poużywać tylko w takich warunkach. Biorę „do serca” Twoje uwagi i mam nadzieję, że uda mi się jeszcze raz dorwać Fuji, tak jak mówisz, z fajnymi stołkami 🙂 Pożyjemy – zobaczymy.
Po mojemu to raczej talent fotografa decyduje o magii zdjęcia, sposób w jaki wykorzystuje aparat i obiektyw. Oczywiście obiektywy są kluczowe jeżeli chodzi o techniczne aspekt. Chciałbym zobaczyć zdjęcia zrobione Leica z obiektywami o takich parametrach szczególnie jeśli fotografujemy samochody na torze. Zdjęcia, które moglibyśmy nazwać magicznymi. Fuji to dobry system wystarczy założyć 56 f1,2, 35 f, 1,4, szczególnie polecam 90 f 2,0, a jeżeli ktoś chce prawdziwej magii to 200 mm F2, tylko tu ceny są już bliżej lajki 😉
Absolutna prawda! A co do Fuji, faktycznie, miałem XT-4 tylko z dwoma zoom-ami, tylko na dwa dni i tylko na torze wyścigowym. Postaram się pozyskać XT-4 (albo może X-PRO3) na jakiś dłuższy test, tak jak piszesz, z ciekawymi stołkami. Zobaczymy 🙂 Tymczasem pozdrawiam serdecznie i dziękuję za konstruktywny komentarz.
Markotnej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy i tele a może aż tyle.
Może tak być… Kiedyś człowiek miał jeden „podły” aparat i się cieszył, że działa… A teraz, człowiekowi się w głowie przewraca 🙂