Sony FE PZ 16–35 mm F4 G (SELP1635G). Cud techniki

Powiedzmy sobie szczerze. Ten zoom został stworzony dla filmowców. I kupują go głownie filmowcy. Używają go do filmowania. Co oczywiście nie przeszkadza, żeby podpiąć nowy, szeroki zoom od Sony do A7 IV i zrobić kilka zdjęć.

Szeroki zoom ze stałym światłem nie musi być duży i ciężki

No właśnie. Nie musi. Sony po raz kolejny przekroczyło nieprzekraczalną granicę tworząc coś, czego nie było. 353 gramy to tyle, co nic. Byle jaka stałka potrafi ważyć więcej. A tu mamy fajny zakres ogniskowych, silnik sterujący zmianą ogniskowej, pierścień przysłony, kilka przycisków i to wszystko zamknięte w doskonałej jakości obudowie z tworzywa sztucznego.

Czy wady optyczne mają znaczenie?

Kiedyś było tak, że dobry obiektyw był dobrze skorygowany pod kątem wad optycznych. Ostry od pełnej dziury, pozbawiony winietowania, aberracji chromatycznych, dystorsji. Podpinało się szkło pod korpus, kilka klapnięć migawki i było widać, czy jest dobrze, czy nie.

Teraz jest inaczej. Bierzesz najnowszego bezlusterkowca do ręki, wchodzisz w menu i wyszukujesz opcję „Lens Compensation”. Ustawiasz tak, żeby oprogramowanie aparatu automatycznie korygowało wszystkie wady optyczne. Jeżeli korzystasz z systemowego obiektywu – nie musisz wchodzić w ustawienia. Twój aparat automatycznie wykryje podpięte szkło i poprawi obrazek przed zapisem na kartę pamięci. Masz z głowy dystorsję, winietowanie, aberracje chromatyczne. Wszystko załatwiła za ciebie sztuczna inteligencja wbudowana w japoński korpus. Ehhh…

A więc… szukasz szerokiego zooma do Sony A7?

Masz do wyboru kilka opcji. Najtańszą będzie „stary i dobry” Zeiss FE 16-35 f/4. Ma metalową obudowę, jest solidnie zbudowany i generuje świetne zdjęcia. Miałem go kiedyś, podpiętego pod Sony A7 II. Ten duet doskonale dawał radę na wszelkiego typu wycieczkach, wyjazdach, a nawet wykorzystywałem go do filmowania. Średnica filtrów 72 mm pozwalała bez problemu podpiąć filtr szary. Używanie z gimbalem utrudniała wysuwająca się przednia część przy zmianie ogniskowych. Dużym plusem była wbudowana stabilizacja, aczkolwiek w praktyce okazała się niezbyt skuteczna przy filmowaniu. Do fotografii – całkiem OK. Na koniec krótkich wrażeń z użytkowania Zeiss’a 16-35 wypada wspomnieć o cenie. Nowego w sumie nie opłaca się kupować, mając ogromny wybór szkieł z drugiej ręki, w kwotach ok. 4.000 zł.

Dalej będzie już tylko drożej. 16-35 mm G-Master ma światło f/2.8. Jest duży i ciężki, dobry do ślubów czy innych komercyjnych zleceń. Na weekendowe wypady w góry raczej się nie nadaje, ze względu na wymiary i wagę. Ostatnio na rynku pojawiła się wersja druga – lżejsza, z dodanym pierścieniem zmiany przysłony. Oczywiście jeszcze droższa.

Kolejna propozycja, również z tych droższych, to Sony FE 12-24 mm f/4 z linii „G”, czyli „tych lepszych” obiektywów. Nieco inna ogniskowa, może komuś się bardziej spodoba.

Jest jeszcze 12-24 mm ze światłem f/2.8 z topowej linii G-Master. Wskakujemy w budżet powyżej 10.000 PLN, dostając w zamian 12 mm na szerokim kącie, światło f/2.8 i topową jakość Sony.

Mając taki wybór szerokokątnych zoom-ów, Sony w 2022 roku zaprezentowało… kolejnego szerokokątnego zoom-a, który dubluje zakres ogniskowych i światło z Zeiss’em 16-35 mm. Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że to nie ma sensu, ale w praktyce jest zupełnie inaczej.

Suche dane techniczne

Co my tutaj mamy? Mały, lekki obiektyw. Niska waga, jak wspomniałem na początku – 353 g, to ok. 200 gramów lżej niż w przypadku Zeiss’a!!! Daję w tym miejscu 3 wykrzykniki, bo to robi wrażenie. Z Sony A7 IV można tego obiektywu używać z właściwie z jakimkolwiek gimbalem. Również z najmniejszymi modelami, które mają mocno ograniczony zakres wagowy.

  • Małe wymiary. Zaryzykuję stwierdzenie, że najmniejszy w swojej klasie: 80,5 x 88,1 mm.
  • Filtry – 72 mm. Idealnie. Taki sam rozmiar ma dużo szkieł, w tym systemowe stałki.
  • Minimalna odległość ostrzenia – 0,28 do 0,24 m. Wystarczająco.
  • Przysłona – stała wartość f/4 w całym zakresie, maksymalnie f/22. Złożona z 7 listków.
  • Budowa optyczna – 13 soczewek w 12 grupach. Czasy prostych obiektywów odeszły w zapomnienie.

Panie, ile tu jest elektryki!

W prehistorycznych czasach, kiedy lustrzanka była synonimem profesjonalnego aparatu (czyli jakieś 5 lat temu), można było spojrzeć w wizjer, pokręcić pierścieniem ogniskowej i popatrzeć jak zmienia się kąt widzenia.

Teraz nie ma tak łatwo. Wizjery są elektroniczne. „Na sucho” nic się nie zobaczy. Kręcenie pierścieniami w Sony FE PZ 16-35 mm też nie ma sensu, bo zaczynają działać dopiero podłączone do prądu. Czyli po włączeniu aparatu. Chodzą oczywiście bardzo płynnie i precyzyjnie. Mnogość przycisków na obudowie zdradza stopień zaawansowania i możliwości sprzętu. Chcesz mieć pierścień przysłony z kliknięciami, czy bez? A może ustawić po prostu na AUTO? A może chcesz wybierać wartość przysłony z menu aparatu? Możliwości jest więcej, niż realnych potrzeb.

Dodatkowy suwak sterowany lewą ręką to ukłon dla filmowców. szybkość i płynność zmiany ogniskowej są wybierane z menu korpusu. Sam ruch soczewek jest realizowany elektronicznie, za pomocą precyzyjnych bezgłośnych silników.

Przy tym wszystkim typowy przełącznik AF/MF wygląda, jak wzięty z poprzedniej epoki.

Zdjęcia czy filmy?

Sony FE PZ 16-35 mm f/4 to konstrukcja stworzona z myślą o filmowcach. Tak pozycjonuje ten obiektyw sam producent wrzucając filmiki reklamowe na YouTube, prezentujące ekscytujące kadry przedstawiające nocne życie azjatyckich metropolii. Jednak uniwersalność tego obiektywu pozwala wykorzystywać go z powodzeniem do fotografii.

Ostrość jest bardzo dobra. Nie napiszę, że rewelacyjna, bo jednak konstrukcje serii G-Master dają lepsze efekty. Praca pod światło – wzorowa. Współczesna technologia pozwala opanować do perfekcji niesforne odbicia promieni słonecznych pomiędzy soczewkami. Nie ma spadku kontrastu, nie ma blików.

Dystorsja – ogromna. Nie widziałem jeszcze obiektywu, który generuje tak dużą „poduszkę”. Widać to na poniższych zdjęciach:

I to jest główna wada Sony FE PZ 16-35 mm. Bo po wykonaniu korekcji w korpusie aparatu lub w programie do obróbki, mamy co prawda absolutnie poprawny obrazek, ale tracimy nieco z szerokiego kąta. Po wyprostowaniu obrazu z 16 mm robi się niestety mniej.

Ostrość jest na przyzwoitym poziomie. Mam wrażenie, że firma Sony skrupulatnie dba o to, żeby obiektywy należące do linii modelowej „G” były delikatnie mniej ostre od G-Master’ów. Nie znaczy to, że z 16-35 PZ f/4 jest coś nie tak. Ostrość obiektywu jest w pełni zadowalająca. O obrazku filmowym nie ma co wspominać, tam też jest jak najbardziej OK.

Wnioski

Świat się zmienia, zmieniają się korpusy, zmieniają się obiektywy. To, co kilka lat temu wydawało się czymś niemożliwym, dzisiaj leży na półce w sklepie foto. Wszystko jest kwestią budżetu. Sony FE PZ 16-35 mm f/4 to obecnie „top of the top” tego, co można mieć za rozsądne pieniądze w Sony, zarówno do filmowania, jak i fotografii. Załatwia całkowicie temat szerokiego kąta. Zachwyca uniwersalnością. Wady obrazowania nie mają większego znaczenia, bo mogą być korygowane na bieżąco, w korpusie aparatu (lub za pomocą gotowego profilu obiektywu w Lightroom).

Najważniejszą zaletą tego obiektywu jest bez wątpienia niska waga. Razem z pełnoklatkowym korpusem mamy całkiem lekki i zgrabny zestaw, z którym możemy spacerować po mieście cały dzień. Jest to również duża zaleta dla filmowca, który zamiast „targać” ze sobą dużego i ciężkiego gimbala z dużym maksymalnym udźwigiem, może „załatwić temat” czymś pokroju DJI RS3 Mini czy Zhiyun Crane M3.

Nieco rozczarowuje beczkowatość obrazu i winieta. Kilka lat temu tak wyraźne wady obrazowania zdyskwalifikowały by obiektyw na starcie. Teraz, dzięki oprogramowaniu wbudowanemu w korpus oraz możliwościom programów graficznych, nie jest to aż tak istotne.

Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Mariusz
Mariusz
7 minut temu

Wróciłeś! Czekam na więcej, a system Sony obserwuję, bo będę chciał sobie kupić coś do filmowania, czyli pewno jakiś FX30 lub FX3. Pzdr