Leica M4-P w akcji – spacer nad jeziorem Bodeńskim
Słoneczne, wiosenne popołudnie nad Jeziorem Bodeńskim. W tle szwajcarskie Alpy, a w ręku Leica M4-P. Czy można wyobrazić sobie przyjemniejszy sposób spędzania wolnego czasu?
Magia analogowej fotografii
30 lat po cyfrowej rewolucji w świecie fotografii, ja wciąż wybieram analoga. Chociaż cyfra jest, z oczywistych względów, wygodniejsza (i tańsza), to właśnie naświetlanie filmu daje najwięcej frajdy. Trzeba bardziej myśleć przy kadrowaniu, bo w końcu do dyspozycji jest tylko 36 klatek, które trzeba wywołać i zeskanować, co wiąże się ze sporymi kosztami. Do tego, po wykonaniu zdjęcia nie ma możliwości spojrzenia na ekran aparatu, żeby sprawdzić, czy wszystko jest OK. Efekty pojawią się później i będą z pewnością zaskakujące.
Czy M4-P to najlepsza analogowa Leica?
Wydaje mi się, że Leica M4-P jest bliska ideału. Nie ma światłomierza, to fakt. Trzeba posiłkować się zewnętrznym urządzeniem. Ale poza tym wszystko jest na swoim miejscu. Najszersza ramka dalmierza jest przewidziana dla ogniskowej 28 mm. Czyli idealnie pasuje do mojego Summicron-a. Sam wizjer jest jasny i wyraźny, daje dużo frajdy z kadrowania i ustawiania ostrości. Pokrętło przewijania filmu pochylone, z dodatkowym uchwytem pozwalającym na obsługę jednym palcem. Wymiary i waga – taka jak w przypadku poprzedników – M3 i M4.
O M4-P powstał oddzielny wpis – zapraszam do lektury:
Konstanz am Bodensee
Niewielkie, sympatyczne miasteczko na południu Niemiec. Popularne miejsce wypoczynku, graniczące ze Szwajcarią. Przezroczyste wody Jeziora Bodeńskiego zachwycają, podobnie jak widok wysokich Alp w tle. Korzystając z ciepłej, wiosennej pogody można usiąść w jednej z klimatycznych kawiarni, wypić coś dobrego i popatrzeć na łódki kołyszące się na horyzoncie.
Obok filiżanki kawy, na stoliku leży Leica M4-P z obiektywem Summicron 28 mm f/2. W środku nowa rolka Kodak Gold 200. W miarę tani film, który mi osobiście bardzo pasuje, jeżeli chodzi o kolorystykę. Pora przejść się na spacer.
Leica M4-P
Maksymalny czas otwarcia migawki to 1/1000. Więc w pełnym Słońcu trzeba czasem mocno przymknąć przysłonę obiektywu. Robiąc zdjęcia miejskie, czy krajobrazowe – to nie problem. W przypadku portretów, gdzie wymagane jest rozmycie tła, należałoby się posiłkować filtrami szarymi.
Aparat zgrabnie leży w dłoni. Od jakiegoś czasu 120-centymetrowy, materiałowy pasek zastąpiłem paskiem na nadgarstek – Peak Design Cuff. Nie wygląda specjalnie „stylowo”, ale jest praktyczny i skutecznie zapobiega przypadkowemu upuszczeniu aparatu. Posiada również zasadniczą zaletę, w postaci łatwego przepięcia do innego korpusu.
Analogowa przygoda
Leica jest jedyną marką, która analogowe doświadczenia fotograficzne próbuje przenieść do świata cyfrowego. Sam fakt, że seria „M” od prawie 70 lat zachowuje swój wygląd, świadczy o przywiązaniu do tradycji. Jeżeli mógłbym wybrać swój wymarzony aparat cyfrowy, byłaby Leica M10-D, czyli M10 bez tylnego wyświetlacza. Wyglądająca jak analog, ale z matrycą w środku. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się upolować taką sztukę do kolekcji.