Sony FE 24 mm f/2.8 G (SEL24F28G) – dla kogo jest ten obiektyw?
Ten obiektyw u nikogo nie powoduje gęsiej skórki na plecach. Nie jest obiektem fotograficznych marzeń. Czy w ogóle warto się nim zainteresować? Czy ma w sobie „to coś”?
Tak, ma
Ma w sobie wszystko, co jest potrzebne do wykonania dobrego zdjęcia. I do zrobienia fajnego filmu. Bo przecież współczesne bezlusterkowce mają rozbudowane funkcję filmowe. Sony 24 mm f/2,8 G czuje się jak przysłowiowa „ryba w wodzie” w obydwu zastosowaniach.
Ale, żeby być sprawiedliwym, odkrycie tego obiektywu zajęło mi trochę czasu. To nie była zdecydowanie miłość od pierwszego spojrzenia. Raczej znajomość z rozsądku, która z czasem przerodziła się w „coś więcej”. Obiektyw wygląda niepozornie i nie generuje efektu „wow”. Mały, skromny, plastikowy. O przeciętnych osiągach, żeby nie powiedzieć słabych. Bo przecież f/2.8 na nikim dzisiaj nie robi wrażenia.
3 ogniskowe – do wyboru, do koloru
Sony się nie szczypie. Są na tyle mocni na rynku foto, że potrafią zaskoczyć nieoczywistymi premierami. Dlatego prezentując omawiany obiektyw wprowadzili na rynek równolegle podobne konstrukcje, ale o innych ogniskowych: 40 mm i 50 mm. Wszystkie trzy bardzo podobne. Małe, lekkie, prawie identyczne z wyglądu. Z taką samą średnicą filtra – 49 mm. Nie ma co ukrywać, że grupą docelową odbiorców są głownie filmowcy. Mając taki zestaw można szybko i sprawinie przepiąć obiektyw bez konieczności wyważania od początku gimbala. Taka sama średnica filtrów ułatwia temat używania filtrów ND. Nie trzeba kupować trzech (o różnych średnicach), ani bawić się w przejściówki. Wystarczy jeden filtr. O średnicy 49 mm.
Moim zdaniem warto pomyśleć o zakupie dwóch obiektywów z tego setu: 24 + 40 mm lub 24 + 50 mm. Jak kto woli. Ja wybrałem opcję numer jeden. 40 mm bardzo mi pasuje, a na dodatek mam inne 50-tki, chociażby Leicę Summilux, więc nieco inna ogniskowa, która uzupełnia komplet małych stałek, jest w moim przypadku jak najbardziej uzasadniona.
Suche dane techniczne
Co my tu mamy? Małą, lekką, solidnie wykonaną stałkę. Nuda.
- maksymalny otwór przesłony: f/2.8,
- waga: ok. 162 gramy,
- średnica filtra: 49 mm,
- wymiary: 68 x 45 mm,
- minimalna odległość ostrzenia: 24 mm z AF i 18 mm korzystając z MF,
- 7 grup soczewek, razem 8 elementów.
Z ciekawostek: mamy dwa pierścienie. Ustawiania ostrości oraz przesłony. Ten drugi ma „ząbkowane” wykończenie, co pewnie ma na celu łatwiejsze podłączenie silnika zdalnie ustawiającego ilość wpadającego przez obiektyw światła. Jest też jeden mały przełącznik, którego ustawienie decyduje, czy przesłona zmienia się skokowo, czy płynnie.
To wszystko prowadzi do wniosku, że Sony coraz większą wagę przykłada do filmu, a coraz mniejszą do fotografii. Hybrydowa konstrukcja tego obiektywu, a właściwie serii obiektywów (24, 40 i 50 mm) sugeruje, że bardziej powinni się nim zainteresować filmowcy.
Ale tu będzie o fotografii
Recenzowanie współczesnych obiektywów podpiętych pod współczesne korpusy mija się z celem. Bo kiedyś trzeba było umieć zrobić obiektyw. Tak poukładać soczewki, żeby było ostro. Żeby było jak najmniej dystorsji, winiety, itd. Teraz mamy elektronikę i oprogramowanie. Aparat wykrywa podpięte szkło i wprowadza poprawki do RAW-ów, żeby było dobrze.
Z jednej strony – szkoda. Bo to pozbawia obiektywów charakteru, z drugiej strony – takie mamy czasy. Postępu nic nie zatrzyma. Trzeba się cieszyć, że jeszcze aparaty robią zdjęcia, zamiast generować obraz przy pomocy AI.
O samej jakości obrazka nie mam za wiele do powiedzenia. Poprawny, bez fajerwerków. Ostry od f/2.8, bez przeszkadzających wad optycznych. Ot, takie sobie, „przezroczyste” narzędzie do robienia zdjęć, a nie do szpanowania.
Jak przystało na nową konstrukcję, Sony 24 mm f/2.8 G wykazuje się bardzo dobrą pracą pod światło. Ciężko jest „wygenerować” charakterystyczne bliki. Nie ma również spadku kontrastu, charakterystycznego dla starszych konstrukcji.
Autofocus działa szybko i sprawnie. Do tego jest całkowicie bezgłośny. Idealnie dogaduje się z A7 IV. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żeby układ AF się pogubił, a używam 24-ki w ekstremalnie trudnych warunkach. M. in. filmując w trudnych warunkach, czy uprawiając fotografię uliczną.
Bokeh jest przyjemny. Nie jest jakoś szczególnie malowniczy, ale „nie straszy” wyglądem.
Kilka słów podsumowania
Tu nie ma o czym pisać. W miarę tani, w miarę mały, w miarę dobry obiektyw od popularnego producenta. Nie wzbudza emocji, nie wywołuje szerokiego uśmiechu na twarzy. Ale nie do tego został stworzony. Został stworzony do „robienia roboty”.
I u mnie robi. Napiszę tylko, że jest najczęściej wykorzystywanym przeze mnie obiektywem. Służy do kręcenia filmów na YouTube. Siedzi z A7 IV na gimbalu DJI RS4 Pro. Dzięki lekkiej konstrukcji ręce nie odpadają mi po całym dniu. Przysłonę mogę zmieć w ułamku sekundy. Przepięcie się na 40 mm trwa krótko. Do tego sprawę znacznie ułatwia taka sama średnica filtrów (49 mm).
Ciągły autofocus w filmowaniu daje radę. Wiadomo, filtr szary spowalnia działanie, ale nie można narzekać. Jedynie przeostrzanie z bliskich do dalekich planów musi zająć chwilę, ale to szczegół. tak musi być.
A fotografowie – mają świetne, całkowicie nieangażujące narzędzie. Można zapomnieć o jego istnieniu i skoncentrować się na kadrach.