Tani obiektyw jest dobry, bo jest dobry i tani. Czyli 7Artisans 35 mm f/2

Po kilku miesiącach testowania przyłożyłem się do napisania recenzji standardowej 35-tki od 7Artisans. Czy chiński, tani obiektyw pod system Leica M ma sens? Zapraszam do przeczytania tej recenzji.

Dlaczego kupiłem 7Artisans 35 mm f/2?

Powodów było kilka:

  1. Mam kilka innych obiektywów z bagnetem Leica M. Najczęściej korzystam z ogniskowych 28 mm i 50 mm. Dlatego w mojej torbie foto najczęściej ląduje Summicron 28 f/2 ver. II oraz Summilux 50 mm f/1.4 ASPH. Są to oczywiście bardzo dopracowane i niesamowicie kosztowne wytwory marki Leica. Myśląc o uzupełnieniu tego duetu o 35 mm miałem jeden cel – wydać jak najmniej. I tutaj idealnie podpasował mi 7Artisans 35 mm ze światłem f/2 – nie dość, że mały, to bardzo tani.
  2. Mam Leikę M5, która ma wbudowane ramki dalmierza dla ogniskowych 35, 50, 90 i 135 mm. No właśnie, najszersze szkło, jakie można podpiąć, żeby korzystać swobodnie z ramek w wizjerze, to 35 mm, więc fajnie mieć takie w swoich zasobach.
  3. 7Artisans ma swojej ofercie również 35 ze światłem 1.4, która powinna być lepsza, ale jest też większa i cięższa. Ja szukałem czegoś małego i lekkiego. A światło f/2, no cóż, dla mnie w tego typu obiektywie jest całkowicie wystarczające.
Na zdjęciu 3 obiektywy od 7Artisans z mocowaniem Leica M. Od lewej: 28 mm f/1.4, 35 mm f/2 i 50 mm f/1.1.

Trochę danych technicznych

  • maksymalny otwór przesłony: f/2,
  • minimalna odległość ostrzenia: 70 cm, czyli typowa dla dalmierzowych aparatów,
  • waga: ok. 205 gram,
  • średnica filtra: 43 mm,
  • 5 grup soczewek, razem 7 elementów,
  • 10 listków przysłony (ładnie rozmywa tło).

Zalety 7Artisans 35 mm f/2

O tym obiektywie, wbrew pozorom można powiedzieć sporo dobrego.

  1. Wygląda jak Summicron 35 mm. Wyobraźcie sobie taką sytuację. Idzie jakiś gość ulicą, ma zawieszony na szyi aparat. Patrzycie – wow, Leica M. Każdy „lajkarz” zwróci uwagę na Leicę, nie ma siły. Przypatrujecie się wnikliwie, co jest przypięte do korpusu. Widzicie jakieś małe, krótkie szkło, pewnie Summicron, 28 albo 35 mm. Dopóki nie zobaczycie napisów wokół przedniej soczewki to się nie zorientujecie, że to właśnie jest chińczyk za kilkaset złotych, a nie Summicron kosztujący worek pieniędzy.
  2. Jest mały i lekki. Nie jest to jakaś unikalna zaleta tego obiektywu, bo wiadomo, że wszystkie szkła do systemu Leica M są małe. Ale ten ma wyjątkowo kompaktową budowę. Podpięty pod body łatwo mieści się w każdej torbie foto, możecie mieć go zawsze przy sobie. Jak idziecie w góry, albo na miasto, pakujecie sprzęt i zastanawiacie się, jakie szkła ze sobą zabrać, to zawsze weźmiecie tą 35-tkę ze sobą. Bo jest mała, lekka i żal jej nie wziąć. A nuż się przyda.
  3. Cena. Nie oszukujmy się. To jest największa zaleta. Nówka sztuka kosztuje nieco ponad 1200 zł, używkę w dobrym stanie kupimy za 700-800 zł. Za te pieniądze w Leica Store ciężko Wam będzie kupić plastikowy dekielek, a tu mówimy o całym obiektywie. Biorąc pod uwagę, że mówimy o systemie Leica M, do tego dodając kursy walut i szalejącą inflację, to jest jak za darmo.
  4. Jest trochę premium. Pudełko, w które zapakowany jest obiektyw robi wrażenie. Gruba tektura, matowe wykończenie z lakierowanymi akcentami. W środku, jako wypełniacz, elegancka pianka. Nie jakaś papierowa wytłoczka, ale miłą w dotyku czarna gąbeczka. Otwierając powoli wieko ma się odczucie, że kupiło się co najmniej 2-3 razy droższy obiektyw. Ja wiem, że pudełkiem się zdjęć nie robi, ale to fajnie, że Chińczycy się trochę napracowali pod kątem dobrego „user experience”.
  5. Budowa. Obiektyw jest metalowy, soczewki są ze szkła, a nie z plastiku (taki żart). Wygląda to całkiem solidnie. Trzeba zwrócić uwagę na przedni dekielek, bo jest on również metalowy, podklejony welurowym paskiem. Nakłada się go na przednią część obiektywu, wsuwa się z charakterystycznym oporem. Czuć, że ktoś to wszystko dobrze przemyślał.
  6. Ergonomia. Pomimo niewielkich wymiarów całkiem przyjemnie się nim operuje.
35 mm f/2 posiada gwint na filtr o średnicy 43 mm.

Jak są zalety, muszą być też wady.

No dobrze, to lecimy z kolejną listą, tym razem wad.

  1. Pierścień ostrości. Chodzi płynnie, obraca się, jakby był zanurzony w oleju. Ale trochę zbyt ciężko. Trzeba wykrzesać trochę siły w palcu, żeby go wprawić w ruch. W obiektywach Leiki pierścień ostrości chodzi nieco lżej, „szybciej”, bardziej responsywnie. Jakby w środku było mniej smaru. Nie, żeby to była jakaś poważna wada, ale jak miałeś w ręku obiektyw produkcji Leiki, to tu jest nieco inaczej, żeby nie powiedzieć, gorzej.
  2. Kalibracja pod dalmierzowy korpus, we własnym zakresie, takim małym śrubokrętem. Zastanawiałem się długo, czy wrzucić to do wad, czy zalet. Bo z jednej strony fajnie mieć możliwość ingerencji w układ ustawiania ostrości, zawsze można sobie pokręcić, żeby obraz w dalmierzu zbiegał się z ostrością obiektywu, ale Voigtlander czy Leica robią szkła bez takich cudów, i te szkła działają dobrze. Po co ustawiać takie rzeczy samemu, jak fabryka może to zrobić dobrze, z automatu?
  3. Brak prestiżu. No nie ma chyba bardziej nie prestiżowego obiektywu do Leiki M, niż taki 7Artisans. Jeżeli masz korpus za 10, 20, 30 tysięcy złotych, do tego włoską torbę foto, ręcznie szytą z najlepszej skóry, oryginalny pasek z wyszytym logo Leica, to nie kupisz obiektywu 7Artisans. Po prostu.
  4. Jakość obrazka. Niestety, cudów nie ma. Ale więcej na ten temat poniżej.

No dobrze, ale jak się tym robi zdjęcia?

Całkiem przyjemnie, normalnie. Ustawiasz ostrość, przysłonę i cyk, zdjęcie zrobione. Obiektyw nie przeszkadza w robieniu zdjęć, można powiedzieć, że pomaga.

Ale na poważnie, obiektyw jest całkiem przyjemny w codziennym użytkowaniu. Poniżej kilka zdjęć z „analoga”, zrobionych Leiką M5 (film Kodak GOLD 200):

Jakość obrazka na matrycy cyfrowej

Na koniec zostawiłem „samo gęste”, czyli jakie obrazki generuje 7Artisans 35 mm f/2 na matrycy cyfrowej. No cóż, myślę, że nikogo nie zaskoczę, jeżeli powiem, że przeciętne. O ile podpięty pod analoga, daje radę, to pod M-P typ 240 jest już gorzej.

Z wad optycznych, widać wyraźną beczkowatość obrazu. Oczywiście można ją łatwo skorygować w programie graficznym, ale jest, spora. Zniekształcenia widać na filmie i na „cyfrze”. Są aberracje chromatyczne, też je można skorygować, ale są. Słabo obiektyw wypada w kategorii – praca pod światło. Chętnie łapie bliki, smugi światła, mocno wtedy siada ostrość i kontrast. Generalnie bez szału.

Bez szału jest też ostrość. O ile w centrum jest po japońsku, czyli „jako-tako”, o tyle na brzegach jest wyraźnie gorzej. Nie jest to zdecydowanie poziom jakiejkolwiek Leiki, ani Voigtlandera czy Zeiss’a. W przypadku większości obiektywów jest tak, że wraz z przymykaniem przysłony ostrość się poprawia. Tutaj nawet przy f/8-11 jest słabo.

Poniżej 3 kadry „prosto z puszki”. Zobaczcie sami:

Na zakończenie jeszcze kilka zdjęć z łódzkich Bałut, tym razem po obróbce w LR:

Czy polecam 7Artisans 35 mm f/2?

To zależy. Pod analogowe body Leica M – mogę warunkowo zarekomendować. Jeżeli wydałeś walizkę pieniędzy, realizując swoje marzenie o posiadaniu analogowej, klasycznej Leiki, i zastanawiasz się, co pod nią podpiąć, to możesz nabyć taki tani, chiński wynalazek i używać go z powodzeniem. Dopóki się nie dorobisz i nie kupisz chociażby dobrego Voigtlandera.

Do cyfrowego body, to już tak mniej mogę zarekomendować. Zdjęcia robi, ale bez szału. A Leicę kupuję się za kupę kasy po to, żeby ten „szał” był. Jako 5-te szkło w kolekcji, może być, jako podstawowy obiektyw – chyba lepiej dołożyć, chociaż do Voigtlandera.

Ja go podpiąłem jako zaślepkę bagnetu Leki M5. I w tej roli sprawdza się dobrze. Czy zostanie ze mną na dłużej? Raczej nie.

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Riccardo
Riccardo
1 rok temu

Na potrzeby internetu nie tak źle z ostrością. Kiedyś miałem kilka obiektywów 7art, jeszcze do Fuji. Całkiem miło je wspominam, za tę cenę były OK. Ale ja nie jestem piexelpeeperem 🙂